niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział III, w którym samotność Natalie zostaje przerwana



Drzwi celi otworzyły się. Wszedł wąsaty strażnik, wprowadzając jakąś więźniarkę. Kobita miała chyba z dwadzieścia pięć lat. Była dosyć stosunkowo pulchna, o szerokich biodrach, nie dorównywała Natalie urodą. Miała też ciemnoblondowe włosy i ustawicznie myszkujące oczy. Na ramieniu niosła tobołek z koca, zawierający rzeczy osobiste, tak zwany mandżur.
      Natalie zerwała się z łóżka.
- Co?! – krzyknęła z niedowierzaniem do strażnika. – Dlaczego ją tu dajecie?
- Bo dostała wyrok – odrzekł uprzejmie klawisz.
- Ale przecież ja miałam mieć pojedynczą celę! – zdenerwowała się Natalie. – Co to ma znaczyć? Chcę rozmawiać z naczelnikiem więzienia!
- Nie mamy miejsca, panienko – strażnik wzruszył ramionami. – Wszystkie inne cele przepełnione, a tu jest wolne łóżko.
- Ono nie jest wolne! – zaprotestowała Natalie. – Rozkładam na nim ubrania!
- To będziesz teraz rozkładać na swoim – odpowiedział bezczelnie klawisz. – Dalej, Gębuś, nie mam całego dnia, żeby się z tobą bawić. I nie próbuj żadnych numerów!
    Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Więźniarka weszła głębiej i bezceremonialnie walnęła mandżur na drugie łóżko, na którym Natalie wprawdzie nie leżała, ale za to trzymała zapas odzieży. Natalie była zszokowana takim zachowaniem. Jej honor poczuł się dotknięty. Dlatego postanowiła w ogóle się nie odzywać do współwięźniarki.
     Po trzech dniach jednak doszła do wniosku, że strasznie jej się nudzi, i w związku z tym dlaczego właściwie nie miałaby porozmawiać z Sylwią (tak bowiem miała na imię druga więźniarka).
- Pozmywaj – powiedziała więc.
      Sylwia wstała i poszła w kierunku umywalki, gdzie piętrzyły się naczynia. Odkręciła wodę i zabrała się do zmywania. Natalie pomyślała, że posiadanie współlokatorki jednak ma pewne zalety. Wkrótce Sylwia skończyła i z powrotem usiadła na pryczy.
- Za co siedzisz? – zapytała z ciekawością w głosie.
- Za wielokrotne morderstwo, a ty?
- Za oszustwa i wyłudzenia.
- I nie masz wyrzutów sumienia, że tak oszukujesz ludzi? – zdziwiła się Natalie.
- Eee tam… - Sylwia wyciągnęła się na pryczy, zakładając ręce za głowę. – I tak mnie nikt nie przyjmie do żadnej pracy, a z czegoś żyć trzeba. Jak ktoś jest nieostrożny i się da oszukać, to jego problem.
- Dlaczego nikt cię nie przyjmie?
- Bo nie mam kwalifikacji do żadnej roboty – odrzekła spokojnie Sylwia. – Chociaż czasem myślę sobie, że mogłabym pracować w urzędzie miasta.
- To twoja pierwsza odsiadka?
- Gdzie tam, recydywa – Sylwia wzruszyła ramionami, co było o tyle ciekawe, że w dalszym ciągu trzymała ręce za głową. – Już miałam pięć lat w plecy, kilka lat temu. Stara panna za mnie. A ty ile dostałaś?
- Piętnaście – powiedziała Natalie smutnym głosem. Przecież to niewiele mniej, niż ona sama do tej pory żyje. Kiedy wyjdzie, będzie już po trzydziestce! Życie się dla niej skończy…
- Nie martw się, mała – Sylwia przewróciła się na bok. – Najgorsze są zawsze pierwsze dwa lata, potem już idzie z górki. Masz już siedem miesięcy z głowy.
Wkrótce się zaprzyjaźniły. Natalie dość dobrze opanowała język polski, Sylwia zaś perfekcyjnie znała angielski i niemiecki, których używała, podając się za cudzoziemkę przy numerze z „amerykańską maszynką do drukowania pieniędzy”. Dlatego rozmawiały całymi godzinami.
Poza tym Natalie rozmyślała o Dorianie, a Sylwia czytała „Twoją Chwilę” i w kółko katowała na swoim potrzepanym odtwarzaczu przeboje Anny Jantar. Najgorzej było z „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”, przy którym tak się wzruszała, że aż formalnie wpadała w szloch i przez długi czas nie dawało się jej uspokoić. Poza tym opowiadała Natalie o rozmaitych metodach oszukiwania naiwnych ludzi. Nie będziemy ich tu przytaczać, aby Czytelnicy się zbytnio nie zainspirowali.
- Ostatnio pracowałam z jednym Nigeryjczykiem – wyznała któregoś dnia. – Nabieraliśmy ludzi na rozmnażanie banknotów za pomocą folii aluminiowej. Potem wpadliśmy.
- Zaszłaś w ciążę? – Natalie była już obeznana w potocznej polszczyźnie.
- Nie – zaśmiała się Sylwia. – Mentownia nas chyciła. Później na przesłuchaniu czarny mnie wsypał – i oto jestem za kratkami. A wyglądał na takiego porządnego…
- Zdarza się – Natalie pokiwała głową.
- Masz kogoś na wolce? – zapytała nagle Sylwia.
- Tak, zostawiłam tam chłopaka – odrzekła smutno Natalie. – Pewnie się o mnie martwi.
      Przynajmniej miała taką nadzieję. Miała nadzieję, że Dorian się o nią martwi, a może nawet po tych wszystkich miesiącach szykuje jakiś ratunek… To by było piękne. Co prawda Dorian powinien jeszcze trochę pocierpieć za to, że nie uratował jej od razu.
Swoją drogą nie wiedziała, dlaczego właściwie się zwierza nieznajomej dziewczynie, ale w końcu przecież oszalałaby z samotności. Poza tym bezpretensjonalny i pogodny sposób bycia Sylwii szybko przysparzał jej zaufania ludzi. Bardzo przydatna rzecz, kiedy się jest zawodowym oszustem. Natalie zdała sobie sprawę, że jeszcze nie wie jednej istotnej rzeczy o swojej towarzyszce niedoli.
- Ile lat dostałaś? – zapytała.
- Osiem – odparła Sylwia. – Policzyli mi dwa miesiące w areszcie śledczym, to zostało siedem lat i dziesięć miesięcy.
     Natalie zaskoczyło, że Sylwia mówi o swoim wyroku z taką lekkością. Ona by tyle nie wytrzymała.
- I zamierzasz wszystko odsiedzieć? – zapytała zdziwiona.
       Sylwia na to tylko wybuchnęła śmiechem.
- A kto przy zdrowych zmysłach chciałby odsiedzieć cały wyrok? – machnęła ręką. – Z drugiej strony nie spotkałam jeszcze nikogo, komu by się udało uciec z więzienia i pozostać na wolności, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, nie?
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz