Drzwi celi
otworzyły się. Wszedł wąsaty strażnik, wprowadzając jakąś więźniarkę. Kobita
miała chyba z dwadzieścia pięć lat. Była dosyć stosunkowo pulchna, o szerokich
biodrach, nie dorównywała Natalie urodą. Miała też ciemnoblondowe włosy i
ustawicznie myszkujące oczy. Na ramieniu niosła tobołek z koca, zawierający
rzeczy osobiste, tak zwany mandżur.
Natalie
zerwała się z łóżka.
- Co?! – krzyknęła z
niedowierzaniem do strażnika. – Dlaczego ją tu dajecie?
- Bo dostała wyrok – odrzekł
uprzejmie klawisz.
- Ale przecież ja miałam mieć
pojedynczą celę! – zdenerwowała się Natalie. – Co to ma znaczyć? Chcę rozmawiać
z naczelnikiem więzienia!
- Nie mamy miejsca, panienko –
strażnik wzruszył ramionami. – Wszystkie inne cele przepełnione, a tu jest
wolne łóżko.
- Ono nie jest wolne! –
zaprotestowała Natalie. – Rozkładam na nim ubrania!
- To będziesz teraz rozkładać na
swoim – odpowiedział bezczelnie klawisz. – Dalej, Gębuś, nie mam całego dnia,
żeby się z tobą bawić. I nie próbuj żadnych numerów!
Wyszedł,
nie czekając na odpowiedź. Więźniarka weszła głębiej i bezceremonialnie walnęła
mandżur na drugie łóżko, na którym Natalie wprawdzie nie leżała, ale za to
trzymała zapas odzieży. Natalie była zszokowana takim zachowaniem. Jej honor poczuł
się dotknięty. Dlatego postanowiła w ogóle się nie odzywać do współwięźniarki.
Po
trzech dniach jednak doszła do wniosku, że strasznie jej się nudzi, i w związku
z tym dlaczego właściwie nie miałaby porozmawiać z Sylwią (tak bowiem miała na
imię druga więźniarka).
- Pozmywaj – powiedziała więc.
Sylwia
wstała i poszła w kierunku umywalki, gdzie piętrzyły się naczynia. Odkręciła
wodę i zabrała się do zmywania. Natalie pomyślała, że posiadanie współlokatorki
jednak ma pewne zalety. Wkrótce Sylwia skończyła i z powrotem usiadła na
pryczy.
- Za co siedzisz? – zapytała z
ciekawością w głosie.
- Za wielokrotne morderstwo, a
ty?
- Za oszustwa i wyłudzenia.
- I nie masz wyrzutów sumienia,
że tak oszukujesz ludzi? – zdziwiła się Natalie.
- Eee tam… - Sylwia wyciągnęła
się na pryczy, zakładając ręce za głowę. – I tak mnie nikt nie przyjmie do
żadnej pracy, a z czegoś żyć trzeba. Jak ktoś jest nieostrożny i się da
oszukać, to jego problem.
- Dlaczego nikt cię nie przyjmie?
- Bo nie mam kwalifikacji do
żadnej roboty – odrzekła spokojnie Sylwia. – Chociaż czasem myślę sobie, że
mogłabym pracować w urzędzie miasta.
- To twoja pierwsza odsiadka?
- Gdzie tam, recydywa – Sylwia
wzruszyła ramionami, co było o tyle ciekawe, że w dalszym ciągu trzymała ręce
za głową. – Już miałam pięć lat w plecy, kilka lat temu. Stara panna za mnie. A
ty ile dostałaś?
- Piętnaście – powiedziała
Natalie smutnym głosem. Przecież to niewiele mniej, niż ona sama do tej pory
żyje. Kiedy wyjdzie, będzie już po trzydziestce! Życie się dla niej skończy…
- Nie martw się, mała – Sylwia
przewróciła się na bok. – Najgorsze są zawsze pierwsze dwa lata, potem już
idzie z górki. Masz już siedem miesięcy z głowy.
Wkrótce się
zaprzyjaźniły. Natalie dość dobrze opanowała język polski, Sylwia zaś
perfekcyjnie znała angielski i niemiecki, których używała, podając się za
cudzoziemkę przy numerze z „amerykańską maszynką do drukowania pieniędzy”.
Dlatego rozmawiały całymi godzinami.
Poza tym
Natalie rozmyślała o Dorianie, a Sylwia czytała „Twoją Chwilę” i w kółko
katowała na swoim potrzepanym odtwarzaczu przeboje Anny Jantar. Najgorzej było
z „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”, przy którym tak się wzruszała, że aż formalnie
wpadała w szloch i przez długi czas nie dawało się jej uspokoić. Poza tym opowiadała
Natalie o rozmaitych metodach oszukiwania naiwnych ludzi. Nie będziemy ich tu
przytaczać, aby Czytelnicy się zbytnio nie zainspirowali.
- Ostatnio pracowałam z jednym
Nigeryjczykiem – wyznała któregoś dnia. – Nabieraliśmy ludzi na rozmnażanie
banknotów za pomocą folii aluminiowej. Potem wpadliśmy.
- Zaszłaś w ciążę? – Natalie była
już obeznana w potocznej polszczyźnie.
- Nie – zaśmiała się Sylwia. –
Mentownia nas chyciła. Później na przesłuchaniu czarny mnie wsypał – i oto
jestem za kratkami. A wyglądał na takiego porządnego…
- Zdarza się – Natalie pokiwała
głową.
- Masz kogoś na wolce? – zapytała
nagle Sylwia.
- Tak, zostawiłam tam chłopaka –
odrzekła smutno Natalie. – Pewnie się o mnie martwi.
Przynajmniej
miała taką nadzieję. Miała nadzieję, że Dorian się o nią martwi, a może nawet
po tych wszystkich miesiącach szykuje jakiś ratunek… To by było piękne. Co
prawda Dorian powinien jeszcze trochę pocierpieć za to, że nie uratował jej od
razu.
Swoją drogą nie
wiedziała, dlaczego właściwie się zwierza nieznajomej dziewczynie, ale w końcu
przecież oszalałaby z samotności. Poza tym bezpretensjonalny i pogodny sposób
bycia Sylwii szybko przysparzał jej zaufania ludzi. Bardzo przydatna rzecz,
kiedy się jest zawodowym oszustem. Natalie zdała sobie sprawę, że jeszcze nie
wie jednej istotnej rzeczy o swojej towarzyszce niedoli.
- Ile lat dostałaś? – zapytała.
- Osiem – odparła Sylwia. –
Policzyli mi dwa miesiące w areszcie śledczym, to zostało siedem lat i dziesięć
miesięcy.
Natalie
zaskoczyło, że Sylwia mówi o swoim wyroku z taką lekkością. Ona by tyle nie
wytrzymała.
- I zamierzasz wszystko
odsiedzieć? – zapytała zdziwiona.
Sylwia
na to tylko wybuchnęła śmiechem.
- A kto przy zdrowych zmysłach chciałby
odsiedzieć cały wyrok? – machnęła ręką. – Z drugiej strony nie spotkałam jeszcze
nikogo, komu by się udało uciec z więzienia i pozostać na wolności, ale kiedyś
musi być ten pierwszy raz, nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz