Tokio jest
miastem, które nigdy nie zasypia. Jednak o dwudziestej drugiej wieczorem
strzelisty wieżowiec Hakono Plaza (a właściwie Puraza), uśpiony w ciągu dnia,
jeżeli nie liczyć posępnie pełzających sprzątaczek i ochrony, dopiero budził
się do życia. W apartamencie na ostatnim piętrze Shichirō Namotore, prezes grupy
kapitałowej Burakku Holding Y.K., właśnie jadł śniadanie.
Siedział na
futonie, ubrany był w długą yukatę koloru sakury, a na głowie miał czarne
kanmuri. Jadł ramen z wasabi i popijał sake, oglądając swój ulubiony odcinek „Bishōjo Senshi Sērāmūn”.
W pewnym momencie rozległ się zgrzyt
odsuwanego shōji i do pomieszczenia wpadła z impetem Kumiko,
sekretarka i zarazem kochanka Namotore. Jej włosy do pasa były ufarbowane na
pszeniczny blond, miała na sobie coś pośredniego pomiędzy mundurkiem uczennicy
a suknią w stylu wyuzdanego wiktorianizmu, a do tego buty na
dwudziestocentymetrowych obcasach. Jednym słowem – gothic lolita.
- Oyabun-sama, chcę kaitei! – zaszczebioskrzeczała od samego
progu.
- Che! – zirytował się Namotore. – Przecież dopiero przedwczoraj
dałem ci najnowszego smartfona, ne?
- Tak, ale rzuciłam nim o ścianę,
bo mnie wściekła ta ganguro Hitomi!
Przysłała mi SMS, że moja nowa fryzura jest za mało kawaii! Co za skończona temeeee!
Namotore
wzruszył ramionami i pociągnął kolejny łyk sake.
- No, oyabun-sama, gdzie mój
telefon?! – molestowała Kumiko. – Ja chcę go teraz, już! Dajjjj!
- Iie! – warknął prezes bezlitośnie. – Jeżeli nie przestaniesz
rozwalać swoich kaitei z byle powodu,
to wylecisz na bruk.
- Nie zrobisz tego! Aishiteruuuu! – zawyła, rzucając się
oyabunowi na szyję. Obściskiwała go tak ciasno i lubieżnie, że Namotore przez
moment miał wrażenie, jakby trafił do mackowego hentai. Wreszcie Kumiko zawisła
mu akurat na tej ręce, w której trzymał kufel z sake, przez co część onego
mętnego napoju rozlała się na futon.
- Uważaj, Kumiko-chan! –
zahurgotał Namotore. – Sake mi się wylewa.
- Sake jest ważniejsze ode mnie?
– jazgotała sekretarka. – Baka! Baka!
Chwyciła
za poduszkę i zaczęła okładać prezesa po głowie.
- Powiedz, że tak nie myślisz, dattebayo! Powiedz, że jestem dla ciebie
najważniejsza, Shichirō-kunnnnn!
Słysząc
formę „kun”, Namotore doznał uczucia przykrości, więc wstał, wziął katanę i
uciął Kumiko głowę. Trysnęła na tatami krew. Oyabun skrzywił się na widok
takiego marnotrawstwa jedzenia, ale cóż… Nie był przecież byle jakim wampirem,
lecz szefem potężnego koncernu i powiązanej z nim yakuzy, a zarazem jednym z
najbogatszych krwiopijców w całej Azji. Mógł sobie pozwolić.
Namotore
przez moment spoglądał flegmatycznie na półkę z maneki-neko, figurkami hajhitlujących kotów. Nagle usłyszał
dyskretne stukanie do drzwi wejściowych.
- Ohairi kudasai! – warknął.
Drzwi
trzasnęły, do pokoju weszli Kisaku Hebino i Nokkushite Guzō – dwaj bosozoku, członkowie jego straży
przybocznej znanej jako Czterdziestu Siedmiu Akuninów, którzy co noc budzili
powszechną zgrozę, mknąc przez Ginzę jak kamikaze na swych rączych suzukach.
Odziani byli w czarne skóry, jedynie Kisaku miał jeszcze na wierzchu grafitowe
judogi.
- Ohayō gozaimasu, Namotore-sama! – zgięli się w ukłonach przed
oyabunem.
- Dobrze, gadajcie, z czym
przychodzicie – powiedział prezes.
Pierwszy
mówił Guzō.
Okazało się, że właśnie do jednej z fabryk spółki dotarł nowy transport części
do Itashiri, gigantycznego robota, który miał za zadanie demolować japońskie
miasta, aby firma Burakku mogła wygrywać przetargi na odbudowę.
- A więc już niedługo,
Namotore-sama, będzie można rozpocząć implementację kolejnego etapu procesu
technologicznego, ne? – podsumował.
- Hai – potwierdził prezes. – A ty, Kisaku-kun, co masz do
powiedzenia w sprawie, którą się zajmujesz?
- Gomen, oyabun-sama. Ludzie Czarnego Hrabiego znów zastawili pułapkę
na naszych, tym razem w Seulu. Straciliśmy dwóch aniki i cały towar.
- Shimatta baka ni! – zdenerwował się Namotore. – Taki był z niego
poważny kontrahent… Co go ugryzło, albo kogo on ugryzł, że w pewnym momencie mu
odbiło i zaczął nas atakować, w dodatku w sposób zdradziecki i niehonorowy?
- Na pewno chodzi o alokację
profitów – zauważył Guzō.
- Ustaliłem – ciągnął Hebino – że
operacją przeciwko nam zajmuje się niejaki Dorian Lassaye-Bruchtal. To
siostrzeniec hrabiego i jeden z jego najważniejszych hatamoto.
- Coś chyba o nim słyszałem –
potwierdził oyabun. – No i co z nim?
- Z pewnością jest to najbardziej
niebezpieczny temee, jakiego Attila
von Beesens był w stanie rzucić przeciwko nam. Inteligentny, bezwzględny,
utalentowany, a do tego przystojny.
- W odróżnieniu od was –
stwierdził Namotore.
- Ale jest jedna rzecz –
powiedział Kisaku. – Ten hentai no otaku ma
jeden słaby punkt.
- Niech zgadnę. Pewnie dziewczyna,
ne?
- Hai, Namotore-sama. I to całkiem kawaii, żadna tam bakemono.
Jak pierwszy raz zobaczyłem jej zdjęcie, to prawie mi tabi spadły. Podobno Dorian rozpętał to całe hagurakashi właśnie przez nią.
- Jak to? – nie zrozumiał prezes.
- Bo wuj zabronił mu się z nią
spotykać, więc Dorian postanowił rozpętać wojnę, żeby ukryć swój rzeczywisty
cel…
- No i co proponujecie? – zapytał
Namotore z przekąsem.
- Przeprowadzić mały kidnaping –
zaproponował Guzō.
- Właśnie – zgodził się Hebino. –
Ona jest jakąś śpiewaczką operową albo czymś podobnym, więc bez problemu ją
zidentyfikowałem.
I
wyjął z aktówki duży wydruk fotografii Natalie z koncertu w Operetce
Częstochowskiej. Gdy Guzō na nią spojrzał, aż mu poleciała krew z nosa.
- Kyaaaaa! – wrzasnął z aprobatą.
- Urusai się! – skarcił go prezes. – W porządku, Kisaku-kun. Jaki
więc wyciosałeś sobie plan działań?
- Kiedy tylko odnajdziemy jego
ukrytą fortecę, uderzymy jak hayabusa i
porwiemy tę całą Natalie. A wtedy…
- Bun! – krzyknął Namotore. – Chcesz powiedzieć, że jeszcze nie
wiecie, gdzie ona jest, usuratonkachi?
Ręce mi opadają jak liście Hydropyrum
latifolium na jesień!
- Nie wiemy, ale się dowiemy,
Namotore-sama – powiedział Hebino. – Wiem z dobrego źródła, że ostatnio często
widuje się Doriana w Manili. Nasz kontakt w Tajpej także podobno go widział,
ale czekam jeszcze na potwierdzenie. W związku z tym kwatera owego Doriana musi
być także gdzieś w regionie, ne?
- I co? – Shichirō Namotore spojrzał na
niego z kpiną. – Mam wysłać swoich ludzi przeciw najniebezpieczniejszemu hatamoto Czarnego Hrabiego,
zabierając ich z odcinków, gdzie są naprawdę potrzebni?
- Iie, oyabun-sama! – sprzeciwił się Guzō. – Możemy przecież kogoś
wynająć. Jest taki przedsiębiorczy gaździn (cudzoziemiec – przyp. narr.), który chętnie wykona tę
pracę w zamian za looting bogaty, co przy okazji zdobędzie. Wystarczy mu
wskazać destynację…
- W takim razie na jednej nodze!
– uniósł się Namotore. – Chcę mieć tę bishōjo, tutaj, w tym właśnie
pomieszczeniu!
- Hai – odparł Kisaku. – Zaraz się za to
biorę, tylko muszę jeszcze inu wyprowadzić.
Porozmawiam z tym
Amerykaninem, a co do kwatery Doriana, to dzisiaj pójdę z tym do Hoshiko,
na pewno znajdzie coś w internetach.
- Ona jest prawdziwą social media
kunoichi – przyznał Nokkushite Guzō. – Ustalimy miejsce przebywania Doriana i tej jego Natalie,
tamten ją porwie, my brutalnie wyciągniemy z niej wrażliwe informacje,
zdobędziemy nad Dorianem przewagę, a wtedy… VICTOLY!!
- Chikusho! – zaklął Namotore. – Nie używaj tylu obcych słów, bo się
tego nie da zrozumieć, bakayarō!
O mój bosh, nie wieżę, że napisałaś taki kawaiiii rozdzialik! Kochana to było JEDYNE, co mi brakowało w twoim blogasku, odkont Bodzio pokazał mi chińskie bajki. Szkoda że to nie sakurze ten boj ucioł głowę hehe! Mam nadzieje, że napiszesz jakieś sceny, no wiesz, czego. najlepiej takie rzeby było dużo zwieżąt ale nie takich prawdziwych! To jest MEGA! kawaii... Bodzio tak muwi, a on się zna.
OdpowiedzUsuńKochana czekamy z Bodziem na następny rozdzialik!
xoxoxoxo ;*************
Marguerite