środa, 1 maja 2013

Rozdział XV, w którym Natalie błyszczy talentem



Bardzo specjalne podziękowania i pozdrowienia dla Seleny tudzież L., bez której ten rozdział by nie wyglądał tak, jak wygląda.

Wernisaż w Kontrolerni przeciągnął się do późnej nocy. Natalie zrobiła ogromne wrażenie na wszystkich uczestnikach. Tylko Ryszard Lufke denerwował się, że ludzie na jego własnej wystawie dyskutują o jej śpiewie, a nie o jego obrazach..
Wreszcie lokal artystyczny zaczął pustoszeć, a goście chwiejnym krokiem odpływali do swych samochodów („Żegnamy was, alleluja!”), ściskając w rękach zabrane na pamiątkę butelki, za pomocą których zamierzali w domu, albo i w drodze, kontynuować chłonięcie kultury.
Kontrakt z Operetką Częstochowską został spisany od razu, na serwetce, aby później na kacu nie zapomnieć o tej sprawie. Natalie miała dać trzy koncerty, pierwszy z nich we środę, tego wieczora bowiem był czwartek. Innymi słowy, miała prawie tydzień, żeby się przygotować.
Kiedy okazało się, że nie ma gdzie się podziać, Mieczysław Sznycler udostępnił jej swoją daczę w Ważnych Młynach. Sam nie mógł jechać, więc zlecił odwiezienie Natalie pałętającemu się w pobliżu Markowi Hadesowi, który jako jedyny był trzeźwy. Frontman kapeli Rezun Explosion zaraz zaprowadził Natalie do swego mrocznego seicento z lusterkami wstecznymi ucharakteryzowanymi na rogi – i pojechali w noc na północ drogą nr 483.
- W jakiej kapeli śpiewałaś? – zapytał Hades z ciekawości, gdy byli jakoś tak na wysokości wsi Lubojenka, zwanej przez niektórych Ostatnim Nieprzyjaznym Domem.
- W takiej jednej z Kanady – odrzekła Natalie. – Krankschaft.
- O, coś słyszałem – zauważył metalowiec. – Tam grał taki basista, Patel, zgadza się?
- Aha – potwierdziła Natalie, bo właśnie na dźwięk jego nazwiska przypomniała sobie Edwarda w całej okazałości.
- Dobry był – rzekł Hades z uznaniem. Światła samochodu nadjeżdżającego z przeciwka podświetliły jego rozwidloną brodę. – Byliście razem? No wiesz, ze sobą?
      Natalie nie spodziewała się takiego pytania, ale odpowiedziała twierdząco. Niech wszyscy wiedzą.
     W końcu dojechali do Ważnych Młynów, do niewielkiego domku pod rozcapierzonymi sosnami. Mark Hades w świetle księżyca pomógł Natalie zanieść do środka jej torby z markową odzieżą.
- Mam dla ciebie radę. Uważaj na Sznyclera – powiedział na pożegnanie. – Na pewno będzie chciał cię wykorzystać. Tym od klasyki nie można ufać.
     Gdy odjechał, Natalie zamknęła za sobą drzwi, wzięła prysznic, wykonała wieczorne czynności i poszła spać. Była zmęczona, więc jej sen był kamienny.

     Wstała o dziesiątej. Zrobiła letki makijaż, założyła bluzkę na naramkach i jakieś tam getry, a potem rozejrzała się po domu. Był całkiem spory, z trzema pokojami i kuchnią. Natalie wpadła w euforię i cieszyła się wielką radością. Wreszcie mogła schodzić na śniadanie.
       Co prawda problem był taki, że nie miał jej kto tego śniadania zrobić, ale na szczęście znalazła w szafce w kuchni jakieś płatki czy coś. Po jedzeniu wybrała się na dwór.
     Jasne lipcowe słońce przyświecało poprzez kręte gałęzie sosen, odbijając się jasno od jasnej żwirowej ścieżki i zielonego, choć raczej nie podlewanego regularnie trawnika. Natalie spacerowała z lekkością w sercu i innych częściach ciała, myśląc o karierze wokalnej, jaka ją czeka. Chciała też wyjść na ulicę i przejść się po okolicy, ale w pewnej chwili na sąsiedniej działce dostrzegła kurę, która z nieludzką brutalnością wyciągała z ziemi potężną gliździorę. Widok ten wstrząsnął nią na tyle, że wróciła do domu i nie wychodziła już bez potrzeby.
     Około południa przed bramą zatrzymało się czarne seicento. Mark Hades, lider zespołu Rezun Explosion, wysiadł ze swej bluźnierczej maszyny i zaczął podążać w stronę ganku. Podążał bardzo mrocznie w czarnym swetrze i spodniach od munduru maskującego, a jego ciemne blond włosy do pasa posępnie powiewały na ważnomłyńskiej bryzie. Nawet reklamówka, którą trzymał w prawicy (lewicę obciążał tymczasem futerał z gitarą basową), wyglądała wystarczająco mrocznie. Mark Hades jeszcze w liceum opanował technikę mrocznego podążania. Była to wypadkowa sposobu, w jaki podobno kroczył sam Śmierć, i pruskiego kroku defiladowego, ale w zwolnionym tempie.
- Cześć – powiedział. – Przywiozłem ci materiały i jedzenie.
- Jakie materiały? – zdziwiła się Natalie.
- No, repertuar – Hades wzruszył ramionami. – To, co masz zaśpiewać. Będziemy ćwiczyć.
     Weszli do środka. Natalie zaprowadziła gościa do salonu. Mark Hades zgarnął ze stołu wszelkie wazony i rozłożył na blacie arkusze nutowe.
- Ale ja nie rozumiem nut! – zdenerwowała się Natalie.
- Przyniosłem je tylko dla orientacji – rzekł Hades. – Nuty są dla mięczaków, prawdziwy artysta gra ze słuchu.
      Repertuar zaplanowany przez Sznyclera dla Natalie był bardzo zróżnicowany, ale i dopasowany do jej możliwości głosowych. Były to głównie rozmaite arie: trochę Rossiniego, coś z Mozarta, jakiś Berlioz… Do tego, dla podtrzymania lokalnego klimatu, dyrektor włączył do zestawu wybrane arie Krzysztofa Godzilskiego, autora oper związanych z dziejami i tradycją regionu, takich jak „Don Szymon”, „Cyrulik kłobucki” i „Łucja z Konopisk”. Było tego dość sporo, naukę należało zacząć jak najszybciej.
     Podłączył zatem Mark Hades swój zabójczy instrument do wzmacniacza i zaczęli ćwiczyć. Natalie wyśpiewywała i zauczała poszczególne partie swoim zjawiskowym mezzosopranem, a Hades akompaniował. Superszybkim szatkowaniem na basie i bluźnierczymi głosami z czeluści gardła swego czynił taki hałas, że bez problemu zastępował orkiestrę.
Ćwiczyli tak kilka godzin. Zrobili sobie tylko przerwę na obiad. Hades był półwegetarianinem, to znaczy mięso jadł tylko gotowane – zaraz też znalazł duży garnek z napisem „Rozbierz mnie do rosołu” i przyrządził sobie w nim wołowinę. Dla Natalie przywiózł natomiast naleśniki, i to prawdziwie mroczne, z dżemem jeżynowym. Przy okazji też włączył lodówkę.
Po posiłku chwilę odpoczywali. Natalie oglądała telewizję, a Hades, który poczuwał się do bycia jej mentorem, nie. Poszedł za to po coś do auta i przyniósł jakiś futerał, który mu się dyndał i urywał.
- Co to takiego? – zdziwiła się Natalie.
- Suknia – odrzekł Mark Hades, nie wdając się w szczegóły. Nie znał się na damskiej odzieży, dla niego suknia to suknia.
- Jaka suknia?
- Do zdjęcia – wyjaśnił. – Sznycler kazał mi zrobić ci zdjęcie, żeby wydrukować na plakatach. Załóż tę tam suknię, a ja przygotuję aparat.
- A jak nie będzie pasować?
- To się poprawi w fotoszopie.
      Zatem Natalie poszła do innego pokoju. Rozpakowała suknię – szafirowa była i mocno sparkląca, jakby z brokatem. O dziwo, nawet pasowała. Gdy już Natalie była gotowa, ustawiła się na tle ściany, a Mark Hades pstryknął jej kilka ujęć.
- I jeszcze jedno – przypomniał sobie. – Sznycler mówił, że jeżeli jesteś Natalie Foster, to ludzie cię będą kojarzyć z tą dziewczyną z Wrzeszcza. Musisz mieć jakiś pseudonim.
      Natalie zamyśliła się.
- Może… Natalia Paranormal? – zaproponowała po chwili.
- Może być – Hades pokiwał głową. – Chwytliwie i oryginalnie.
Potem wznowili ćwiczenia i skończyli dopiero wtedy, gdy Hadesowi zaczęły krwawić palce. Wówczas pożegnał się i wyszedł, sprawdzając najpierw, czy zamknęła za nim drzwi.


Następne dni wyglądały podobnie. Natalie schodziła na śniadanie, wychodziła na krótki spacer, a potem ćwiczyła śpiew, oglądając telewizję. W południe przyjeżdżał Hades z obiadem, ćwiczyli do wieczora z przerwą na obiad, a wieczorem Hades zmywał naczynia i wracał do Częstochowy.
W poniedziałek przywiózł plakat. Na bordowym tle widać było Natalie prężącą się w szafirowej sukni. Napis głosił: „Natalia Paranormal – wybitny mezzosopran z USA. Operetka Częstochowska zaprasza na koncerty” – i dalej informacje szczegółowe, o terminach, biletach i takich tam.
Plakat bardzo Natalie się spodobał, ale jedna rzecz ją zastanawiała.
- Operetka to niezupełnie to samo, co opera, prawda? – zapytała niepewnym tonem. – Dlaczego ćwiczę arie operowe, skoro mam występować w operetce?
        Hades spojrzał na nią z konsternacją.
- Nie przejmuj się – uspokoił ją. – Sznycler dopiero od niedawna stoi na czele Operetki Częstochowskiej. Przedtem był dyrektorem Miejskiego Zakładu Prasowania Hyzopu. Co to dla niego za różnica, opera czy operetka? Nie o to chodzi. To jest prowincja, oni cię tu będą nosić na rękach już tylko za to, że jesteś z Ameryki. Dasz radę. Zaśpiewaj tak, żeby im gacie spadły.
       W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień koncertu. Mark Hades, w odświętnym skórzanym płaszczu i z Krzyżem Żelaznym na swetrze, podwiózł Natalie pod operetkę. W garderobie czekała już na nią purpurowa cycowa suknia, przygotowana przez Studio Ubioru Artystycznego „Łachman Krwawy”. Gdy Natalie ją przywdziała, poczuła się zupełnie nieziemsko.
       Na scenę wyszła ze żwawością artystki natchnionej. Wyszła, spojrzała na rzędy foteli zapełnione socjetą miasta Częstochowej i okolic. W pierwszym rzędzie siedzieli biznesmeni, radni i artyści. Mark Hades także już zajął miejsce. Orkiestra zagrała uwerturę i Natalie zaśpiewała.
      Ten wieczór wstrząsnął murami Operetki Częstochowskiej, a kunszt wokalny Natalie ani jednej osoby  nie pozostawił obojętną. Jej powłóczysty mezzosopran kwadraturowy meandrował wdzięcznie wśród strzelistych melizmatów. Aria Rodzyny w jej wykonaniu pozostawiła słuchaczy w tak ciężkim oniemieniu, że po zakończeniu nie byli w stanie klaskać. Równie dobrze radziła sobie z wyimkami z lokalnych oper Krzysztofa Godzilskiego. Nawet sam kompozytor, obecny na widowni, był zaskoczony; nie podejrzewał, że udało mu się napisać coś aż tak dobrego. Ale nie tylko w jego arie wchodziła jak w masło. Z mrocznym mistrzostwem wcieliła się w Małgorzatę z „Potępienia Fausta” Berlicza. Poddała sobie i rzuciła na kolana kilka arii z różnych oper Rossiniego, a nawet jego „Tarantellę”. Publiczność reagowała z grubsza inaczej niż poprzedniego roku; w końcu byli to słuchacze operowi, a nie rockfani. Mimo wszystko, gdy Natalie robiła pauzy, z widowni dobiegały ciężkie oddechy i stukot erekcji o oparcia foteli.
      To było coś po prostu niesamowitego. Kiedy wreszcie koncert dobiegł końca i ucichły burzliwe aplaudyzmenty, wszyscy poszli do foyer, każdy musiał się napić. Sznycler i Hades musieli pilnować Natalie, bo inaczej słuchacze stratowaliby ją. Wszyscy chcieli uścisnąć jej dłoń, zamienić kilka słów, a już w szczególności lokalni dziennikarze. Natalie była jak w siódmym niebie.

       Następnego dnia Natalie siedziała właśnie na ganku, napawając się swoim tryumfem i jedząc muffiny ze smalcem, kiedy zauważyła Kazimierza Dłubakowa nadchodzącego drogą. Pisarz wyraził najszczersze uznanie jej śpiewem, a przy okazji ponarzekał, że dawniej, za komuny, stało się w kolejkach i tam można było nawiązywać interesujące znajomości, a teraz te młode to tylko po fejsach siedzą. Natalie przypomniała sobie, że też od dawna nie zaglądała na swój profil. Może wrzuci filmik z arią Rodzyny, niech koleżanki oglądają i zazdroszczą, chociaż one akurat ni dzwona nie rozumieją opery.
Mark Hades przyjechał do Ważnych Młynów w porze obiadowej i już od samej bramy mrocznie wymachiwał gazetą.
- Zobacz, co o tobie napisali! – ryknął na jej powitanie.
       Gazeta wypowiadała się o Natalie w samych superlatywach i przypominała, że już za dwa dni odbędzie się następny koncert.
Hades był pod wrażeniem tak gwałtownego sukcesu. Dobrze wiedział, że nie każdemu przychodzi on z łatwością. Przykładowo, jego mentor, Muzgash The God-Offendër, dorabiał jako nauczyciel od muzyki. Któregoś dnia przyszedł do szkoły w makijażu typu corpsepaint i katechetka rzuciła się na niego z pięściami. Zero zrozumienia dla prawdziwej sztuki!
- Jest mały problem – oznajmił Hades, kiedy jedli naleśniki. – Chętnych wysłuchać twojego śpiewu znalazło się aż tylu, że Operetka Częstochowska wszystkich nie pomieści. Następny koncert odbędzie się na scenie Teatronu Częstochowskiego.
- Nie ma sprawy – ucieszyła się Natalie. Jej sława rosła z każdym dniem.
      Jak zwykle, ćwiczyli do wieczora, a potem Mark Hades, w cieniu rozłożystych sosen, zaczął zmierzać w stronę swego auta. Nie bardzo lubił sosny. Świerki były o wiele bardziej mroczne. Jednak ze względu na Natalie gotów był przemierzać tę drogę nawet kilka razy dziennie.
Ów wybitny przedstawiciel częstochowskiego thrashu nikomu jeszcze nie zdradził, że ma pewne plany wobec Natalie. Ostatnio nasłuchał się sporo pogańskiego folk metalu i zamierzał wprowadzić jego elementy do Rezun Explosion. Już wcześniej zaplanował poszerzenie składu o sopiłkę, tarło i skoduczaje, ale dopiero teraz zobaczył plusy dodatnie związane z żeńskim wokalem. Stworzył nawet odpowiednie określenie swojego nowego stylu: „darkened melodic deathfolk”, na pewno będzie się efektownie prezentować na plakatach.

       Drugi koncert, w Teatronie Częstochowskim, był tak popularny, że trzeba było dostawiać krzesła, a i tak nie dla wszystkich wystarczyło. Natalie, tym razem odziana w czarną suknię z dekoltem oblamowanym oryginalną kongijską koronką, ponownie dała z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej. Bisowała pięć razy, a do poprzedniego repertuaru doszła też aria Heidi z operetki „Pastereczka Heidi” Friedricha von Maulwurfgraben, której wykonanie kilka lat temu wstrząsnęło częstochowskimi melomanami oraz fejsem. Poza tym Natalie zaśpiewała arię Zygfryda z „Zygfryda”. W oryginale był to co prawda tenor, ale któryś zręczny muzykolog z Operetki przetransponował ją na mezzosopran. Widownia długo tłumiła w sobie emocje i dopiero po opuszczeniu sali dała im upust, angażując dość znaczną liczbę policjantów.

    Mark Hades jechał do Ważnych Młynów w nie najlepszym nastroju, na który wpływ miało kilka czynników. Jednym z nich były tarcia w jego własnym zespole, Rezun Explosion. Perkusista, Oxos Jaculator, zapuścił ostatnio wąsy erefenowskie, w stylu tych, które nosił Rudolf Schenker ze Scorpionsów. Hades był temu stanowczo przeciwny, uważając, że ten typ zarostu jest wyjątkowo mało mroczny. Problemy sprawiał także nowy gitarzysta, Otto von Bestial, który przed ostatnią próbą opił się marihuany i nie przejawiał żadnej ochoty do pracy.
       Drugą sprawą, która rozstrajała Hadesa, była sprawa Natalie. Wyglądało na to, że zaczął się do niej przywiązywać, a tymczasem jej kariera operowa, operetkowa, czy jak ją tam zwać, stanowczo zmniejszała szansę, że Natalie będzie mogła śpiewać w zespole metalowym. Tu był jakiś konflikt interesów. Hades jednak o tym z nią nie rozmawiał.
- Posłuchaj – rzekł za to. – Jesteś gwiazdą. Ludzie cię uwielbiają. No prawda, hermetyczna jest ta operowata publiczność, ale tym większy szacun, że udało ci się ją podbić. Naprawdę, jestem pod wrażeniem.
        Natalie cieszyła się z takich jego słów. Szkoda, że koleżanki jej teraz nie widzą… Victoria, Sandy, Vanessa, nawet ta głupia Patti ze swym falloimitatorem. Ona by im pokazała, co to jest prawdziwa sztuka!
- Trzeci koncert będzie w budynku Fisharmonii Częstochowskiej – powiedział Hades. – Idź za ciosem! Musisz dać im coś specjalnego!

       Na trzeci koncert przybyły tłumy ludzi. Stawiła się cała śmietanka Częstochowy: były prezydent miasta i prawie cała rada, parlamentarzyści, kierownicy instytucji kulturalnych, profesorzy Akademii Jana Dusiciela, dyrektor wysypiska. Wielu przybyło spoza miasta, aby wysłuchać nieziemskiego śpiewu Natalie: z Kusiąt, Mykanowa, Brzeźnicy, Rędzin, Pawonkowa, a nawet z samego Zawiercia…
       Natalie pewnym krokiem weszła do garderoby. Na krześle spoczywała już nowa, koronkowa suknia z zielonego jedwabiu z czarno-pomarańczowymi wstawkami, bufiastymi rękawami i trenem symulującym morskie fale. Natalie uznała jednak, że w tak wielki wieczór powinna nosić coś, w czym będzie się czuć pewnie, więc założyła biodrówki, granatowy kiszert, szmaragdowy sweter i różowe tenisówki, po czym wyszła na scenę.
          Kiedy Natalie pojawiła się na scenie, oklaski trwały dobre pięć minut. Zaczęła jednak arią Gryzeldy i wypełniła całą ogromną przestrzeń Fisharmonii Częstochowskiej taką doskonałością techniczną i emocjonalną, że jedna z sopranistek obecnych na widowni popadła w depresję. Natalie dała taki show, że ani ucho nie widziało, ani oko nie słyszało. Jeszcze raz pokazała, że jest śpiewaczką niezwykle wszechstronną, z całkowitą naturalnością przepoczwarzając się z Rodzyny w Izabellę, a z Izabelli w Zygfryda; nie wspominając już o dziełkach Godzilskiego. Jej mezzosopran penetrował mózg niczym aluminiowy oszczep rzucony dłonią zwinnej hamadriady. Technika śpiewu Natalie budziła dogłębny szloch w zakamieniałych sercach prowincjonalnych entertainerów i była w stanie sprowokować lawinę.
         Publiczność, z zewnątrz spokojna, w środku była cała od szaleństwa, kiedy wreszcie nadszedł czas na wielki finał: arię Królowej Nocy.
       Jak powszechnie wiadomo, aria Królowej Nocy jest partią sopranu, ale nie ulegało wątpliwości, że jeżeli istnieje mezzosopran, który byłby w stanie ją zaśpiewać, to jest nim właśnie Natalie. Decyzja o włączeniu „Der Hölle Rache” do repertuaru była zresztą sabotażem ze strony Marka Hadesa, który z pomocą swego progresywnego kolegi przetransponował tę arię na mezzosopran. Miał nadzieję, że po tym występie Sznycler rozmyśli się co do dalszej współpracy z Natalie i będzie ona mogła występować w Rezun Explosion.
     Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Natalie wcieliła się w Królową Nocy z prawdziwym, autentycznym mrokiem, heroicznie biorąc owe osławione górki, na których wyłożył się niejeden porządny sopran; co prawda musiała sobie pomagać alikwotami. Do ogólnego efektu dołożył się akompaniament, bowiem Mark Hades podmienił orkiestrze nuty na spreparowane również z pomocą kolegi. Dlatego niektórzy skrzypkowie ze zdumieniem wykonywali partie cokolwiek atonalne, jedna z altowiolistek zemdlała, a perkusistę wywiozła karetka w stanie przedzawałowym. Później okazało się, że jego partytura zawierała autentyczne blasty na kotłach.
        Po koncercie nastąpił szał. Były prezydent, radni, wójtowie, dyrektor wysypiska – wszyscy pchali się na scenę, aby winszować Natalie. Scenę pokryło tyle bukietów, że trudno było się poruszać.
        Natalie otrzymała dyplom od władz miejskich. Natomiast Alternatywne Centrum Kultury „Gaudeamus Igitur” podarowało jej specjalną nagrodę – miecz Częstocha, legendarnego założyciela Częstochowy, który przybył w te strony w XIII wieku, podobno z Andromedy. Miał złoty jelec wysadzany lśniącymi cyrkoniami i głowicę z szafirem wielkości przepiórczego jaja. Klinga ze stali węglowej była pokryta specjalną ochronną powłoką unununium, i widniał na niej wygrawerowany napis, aby nikt nie miał żadnych wątpliwości: „Miecz Częstocha”.
Zaraz po zakończeniu imprezy Natalie postanowiła wypróbować swą nową broń. Wyszła zatem z budynku Fisharmonii Częstochowskiej i zaatakowała grupę trudnej młodzieży, palącej papierosy na rogu. Bez trudu udało jej się ich przegonić. Potem zmusiła do odwrotu kilku facetów pod monopolowym i wypłazowała blondynę w różowych getrach. To był naprawdę udany wieczór.

      Następnego dnia Natalie dalej znacznie odpoczywała na daczy Sznyclera w Ważnych Młynach. Miecz Częstocha bardzo jej się spodobał i wszędzie z nim chodziła, chociaż jeszcze na widok tej okrutnej i niezwykle zezwierzęconej kury z sąsiedztwa nie odważała się wychodzić poza działkę.
Mark Hades jak zwykle przyjechał w południe. Tym razem był w bardzo dobrym nastroju, ogarnięty euforią w związku z sukcesem Natalie. Napisał nawet ostatnio piosenkę z dedykacją dla niej: Here they come, gathering around the village / Just in a minute they’ll start to rape and pillage. / Sinister gleaming of blood-thirsty axes / Heralding death equally to both sexes…
     Natalie oczywiście jeszcze raz pochwaliła mu się swoim mieczem. Po obiedzie Hades wstał, podniósł z kąta swój plecak typu kostka.
- Zbieraj się – powiedział. – Jedziemy pogadać o twojej dalszej karierze.
      Pojechali zatem do Częstochowy. Natalie tym razem założyła spódnicę, do której ciężko było przypasać miecz, a zatem przytroczyła go do plecaka.
W końcu trafili do lokalu położonego przy ulicy Focha (czytaj: Focha). Gromadzili się tam ludzie kultury: pisarze, malarze, rzeźbiarze, aktorzy, wydawcy… Krótko mówiąc, tak tędzy bibosze, że nawet nie wiedzieli, jak się pisze “abstynent”.
Natalie przywitała się z Mieczysławem Sznyclerem, a Hades zamówił pięć piw. Kiedy siedzieli i trynkowali, do stolika podszedł jakiś łysy chłopak w okularach z czarną oprawką.
- To jest Leon – przedstawił go Mark Hades. – Skończył konserwatorium, a poza tym gra na organach w legendarnej grupie Die Kartoffelen Schiessen. Był na wszystkich koncertach.
- Cześć – przywitał się Leon, siadając przy stoliku i obłapiając kufel. – Mam dla ciebie propozycję, która byłaby dla nas zaszczytem.
- Znaczy? – zainteresowała się Natalie.
- Chcielibyśmy, my z Die Kartoffelen Schiessen, ale i Hades pewnie też, żebyś wystąpiła w naszej rock-operze „Siedmiu Strażaków”. Głównej roli akurat nam brakuje, a ty masz idealne warunki.
- Bardzo chętnie! – uśmiechnęła się Natalie.
- Ale panowie, zaraz, nie tak szybko! – sprzeciwił się Sznycler. – Ja, jako odkrywca talentu pani Natalii, powinienem mieć pierwszeństwo, jeżeli chodzi o dalszą współpracę.
- Może i tak. To na pewno się da jeszcze ustalić – rzekł Leon, lecz pod swym łagodnym uśmiechem i pojednawczym tonem krył podstępną kosę. Zaraz też poszedł przywitać się ze znajomym, którego właśnie zobaczył na drugim końcu sali.
     Natalie podobało się w tym barze. Nastrojowy półmrok, uspokajająca muzyka, towarzystwo kulturalnych ludzi…
Schyliła się, aby wyjąć coś z plecaka. Sznycler, myśląc, że nikt nie patrzy, bezceremonialnie złapał ją za rzyć. Zobaczył to jednak Hades i natychmiast przywalił mu prawym sierpowym w podbródek. Miał, bestia, moc w łapie, wyrobioną bezlitosnym katowaniem czterech strun. Sznycler przeleciał przez salę i przewrócił stolik, przy którym siedzieli jacyś literaci.
       Na ten widok Ryszard Lufke rzucił się na Hadesa, lecz Leon przywalił mu krzesłem. Jerzy Szwesterkind od sąsiedniego stolika rzucił w metalowca pomidorem. Oberwał jednak nie Hades, lecz ksiądz Bardzawy, który akurat w tym momencie wszedł. Schował się pod stołem i zaczął szlochać.
       Jan Spółdzielnia, artysta rzeźbiarz, rozbił butelkę na głowie Szwesterkinda, a Mark Hades potraktował bykiem Andrzeja Kadurka, który próbował przyjść z pomocą Sznyclerowi. Dyrektor Operetki Częstochowskiej już się pozbierał. Podłożył haka poecie Piotrowi Fafałowi, nadbiegającemu na perspektywę burdy. Doktor Tarik Musa, psychiatra i filmowy aktor-naturszczyk, o mało się o niego nie potknął, zalewając piwem całą koszulę, więc zaczął wyładowywać negatywne emocje na Spółdzielni. Hades próbował skoczyć na Szwesterkinda ze stołu, ale stracił równowagę i upadł na ziemię razem ze stołem, butelkami i popielniczkami.
W międzyczasie z toalety przyszła Andrzejka Greenman, aktorka z Teatronu Częstochowskiego. Widząc Sznyclera, przypomniała sobie, jak ongiś została przez niego zmacana, i wyjechała mu z kujawiaka w kaloryfer. Leon tymczasem walił doktora, a Fafał z Kadurkiem wzięli się za czupryny, miotając piętrowe przekleństwa.
            Natalie patrzyła w zdumieniu. To przez nią się bili! Niesamowite! W szkole nigdy nie przeżyła czegoś takiego!
      W pewnym momencie obserwacja bitki jej się znudziła. Natalie postanowiła się przejść. Na zewnątrz lokalu było spokojnie, na ulicy ani ludzi, ani aut, tylko z odległego kościoła dochodził głos księdza śpiewającego: „Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipisci velit”.
      Nagle potężne ramiona pochwyciły ją znienacka i wciągnęły w bramę. Poczuła na twarzy mokrą gazę – – – i straciła przytomność…

2 komentarze:

  1. W twoim rozdziale jest do prawdy wielka emocja, acz kol wiek muszę zauwarzyć, że zrobiłaś błont, poniewasz maryhuaninę się wszczykuje. Po za tym podobało mi się bardzo, Natali jest stwożona dla sławy. Jak wydasz beztseller to ja też będę sławna jako twoja czytelniczka i Edward (mój były chłopak, ale nie ten ze Zmieżchu) padnie z zazdrości! Hades jest bardzo tró mroczny, ale tęsknię za Doriankiem! Bodzio chciałby cię pozdrowić, poniewasz czuję się wstczonsienty, że nad twoim opkiem jestem tak pszykuta do monitora, normalnie jakbyśmy oglądali Pamiętniki Wampirów! Bardzo sekretne zakończenie, nie mogę się domyźleć co będzie dalej w ogóle! Buziaki! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Cztam te nocie dopjero teras, bo mnie -jako dojżalą czytelnizkę urekł na bardzo czar czewronego kwadrata, aby mó odmówić wcześniejszego pżeczytańa przy okazji powrotu na Tfój blożek.

    Czy mogę powiedźeć mojej pani od muzy, rze nóty są dla mieńczaków? Bo męczy mniej ona :9

    Xd wybór ciuchowy natalii z trampałkami czódo, sama bym tak zrobila xDXDXD. 'Jej mezzosopran penetrował mózg niczym aluminiowy oszczep rzucony dłonią zwinnej hamadriady.'

    wyjaśnisz co, to hemadraida? pewnie mieliście jusz na polaku, my jeszcze nie -_-

    Romantyczna bitwa od Natalieę byłą bardzo romantyczna, oby tag dalej, bejbi!

    OdpowiedzUsuń