piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział VIII, w którym spotykamy starego znajomego


          Nad Londynem wstało słońce. Złocisty blask odbijał się w leniwych wodach Tamizy. Ale nie oświetlał Big Bena, zamku Tower, Piccadilly Circus czy katedry św. Pawła. Bo to nie był Londyn angielski, tylko ten w Ontario.
        W jednorodzinnym domu przy Blackthorne Crescent było już po śniadaniu. Edward Patel siedział przy kuchennym stole i obierał czosnek. Po przeciwnej stronie siedziała jego czternastoletnia siostra Mira, krojąc filety z kurczaka. Na obiad zapowiadało się niezłe vindaloo.
- Dlaczego nie polecisz samolotem? – zapytała.
- No weś – odpowiedział Edward, wyraźnie akcentując „ś”. – Nie po to mam auto, żeby bulić za orzeszki dla pilota, dawać się obmacywać na lotnisku, a potem odsypiać lagi. Samolotem to mogę polecieć do Europy, ewentualnie na Florydę. Ale w kraju?
- A chce ci się jechać cztery dni? Przecież to niewiele mniejsza odległość niż do Europy.
- Ja lubię czuć, że przemierzam przestrzeń – rzekł Edward. – Lubię patrzyć na krajobrazy, budynki, ludzi, a nie tylko na chmury.
      Pokroił już cały czosnek i wrzucił do przygotowanej miseczki. Rzucił na siebie zaklęcie „gogle pływackie” i zabrał się za cebulę.
        Nadeszły wakacje. Egzaminy na uczelni magów w Montrealu trochę się przeciągnęły, bo Edward, oprócz samej nauki, często dostawał zadania „w terenie”. W końcu jednak sesja się skończyła. Wreszcie mógł odpocząć. poświęcić się muzyce.
          Od kiedy Natalie odeszła z zespołu, wartość bootlegów grupy Krankschaft, zarejestrowanych jeszcze z jej udziałem, wzrosła kilkakrotnie. Edwardowi i jego kolegom udało się przejąć, prawem i lewem, część tych materiałów, więc teraz czerpali więcej korzyści. Podpisali nawet kontrakt z wytwórnią w Stanach.
Problem polegał na tym, że kontrakt ten zobowiązywał ich do wydania trzech albumów, a materiału z udziałem Natalie wystarczało tylko na jeden. Dwa pozostałe trzeba było już nagrać bez niej. Kalju Laar, perkusista, zamontował zeszłej jesieni mikrofony pod prysznicem w górskim domu w Bawarii, gdzie wszyscy razem przebywali. Dzięki temu udało się zarejestrować kilka wokaliz Natalie, do których chłopcy dograli swoją muzykę, ale to ciągle było za mało. Zespół musiał znaleźć dla siebie nową formułę.
Wbrew początkowym protestom Nicka Yoxalla, Edward wpadł na pomysł przyjęcia do zespołu klawiszowca. Nick zmiękł dopiero wtedy, gdy okazało się, że znaleziony w internetach kandydat, Logan Klinkitt, jest zasadniczo pianistą i programowo nie używa syntezatorów. Okazało się jednak, że kandydat ów mieszka w Vancouver, na drugim końcu Kanady. Nick i Kalju powierzyli Edwardowi misję zapoznania się z potencjalnym członkiem zespołu. Sami nie mogli, bo Kalju z początkiem lipca wyjeżdżał do Estonii, a Nick, zaraz po zakończeniu nagrań z niewykorzystanymi partiami wokalnymi Natalie, zobowiązał się pomagać bratu na budowie. Edwardowi taka opcja odpowiadała. Po bardzo stresującym roku akademickim miał ochotę wypuścić się do Kolumbii Brytyjskiej.
Do kuchni weszła matka i zaczęła grzać olej na kuchence.
- Pan Goodname zgubił przed naszym domem korek od paliwa – powiedziała.
- Pewnie znowu położył go na dachu w czasie tankowania – wzruszył ramionami Edward. Sąsiad słynął w całej dzielnicy ze swego roztargnienia.
- Mira, o piątej pójdziesz mu odnieść – zarządziła matka.
- Po co? – Mira przerzuciła do miski pokrojone mięso. – Pan Goodname jest przyzwyczajony, że ciągle ktoś znajduje jego korek. Jak zgubi raz, a dobrze, to na przyszłość będzie bardziej uważać.
- Nie kombinuj, Mira. Edwardzie, jak ci idzie cebula?
- Już kończę.
- Wyjeżdżasz jutro, tak? To za długo w domu nie posiedziałeś…
- W sierpniu spodziewam się dłużej – zapowiedział Edward. Jak tylko skończymy z chłopakami tę drugą płytę…
- A nie skręciłbyś po drodze do Yellowknife?
- No nie żartuj, matka – odrzekł Edward. – Mam nadłożyć trzy tysiące kilometrów przez totalne pustkowie tylko po to, żeby zawieźć Jimowi słoiki? To już lepiej wysłać pocztą lotniczą.
       Starszy brat Edwarda służył w Królewskiej Konnej na Terytoriach Północno-Zachodnich. Patel przypuszczał, że nawet gdyby udało mu się zahaczyć o Yellowknife, to i tak nie trafiłby w odpowiedni moment, żeby zastać Jima w mieście.
- Ale on pewnie głoduje – zmartwiła się matka.
- Eetam – Edward wzruszył ramionami. – Jak zgłodnieje, zawsze może ustrzelić łosia.
        Skończyli przygotowania do obiadu. Edward poszedł do swojego pokoju na piętrze, a siostra podążyła za nim.
- Jeszcze się nie spakowałeś? – zapytała zdziwiona. – Ja na twoim miejscu, przed taką podróżą, byłabym gotowa od dwóch tygodni.
- Te, mądralo – zauważył Edward. – Dwa tygodnie temu to ja dopiero przyjechałem.
            W jego głosie pobrzmiewały niepokojące alikwoty smutku, które Mira sprytnie wychwyciła.
- Cały czas myślisz o niej, prawda? – zapytała. – O tej Natalie?
- Lepiej idź malować, póki masz odpowiednie światło – zbył ją Edward, zamykając za sobą drzwi.
      Mira poszła do siebie. Była równie utalentowana, jak jej brat, z tą różnicą, że nie muzycznie, a plastycznie. Jej marzeniem było zostać grafikiem projektującym okładki książek. Na razie pracowała nad dużym obrazem olejnym „Udój w Babilonie”.
     Edward rozejrzał się po pokoju lekko nieobecnym wzrokiem. Który z instrumentów wziąć do Vancouver, aby jamować z Loganem? Najbardziej oczywistym wyborem byłby stick, ale oczy Patela padły na lekko przykurzoną gitarę basową. Zdał sobie sprawę, że po tych wszystkich miesiącach z barokowym stickiem stęsknił się za szlachetną prostotą czterostrunnego basu. Wziął gitarę do ręki, trącił struny i skrzywił się. Trzeba nastroić.
      Ledwo bas został doprowadzony do stanu używalności, Edwarda porwała improwizacja. Muzyka spływała spod jego palców kaskadami, niczym nurt ryczącego Dniepru na porohach (Edward zaś nie był w tym czasie na prochach). Grał i rozmyślał o Natalie.
        To wszystko, co się wtedy wydarzyło… Wspominał jej czarne włosy i delikatną cerę we wrześniowy bawarski wieczór, a czasami nawet jeszcze inne zalety fizyczne. Jak mógł dopuścić do tego, że uciekła do Czarnego Hrabiego, a potem została terrorystką i trafiła do więzienia? Edward obawiał się, że w którymś momencie zaczął traktować Natalie w nieodpowiedni sposób. Jego serce krwawiło, i nie miało tu znaczenia, że tylko metaforycznie. To przez niego Natalie wpadła w ręce mrocznie wyuzdanych posiadaczy czarnych pończoch. Na wspomnienie tamtych chwil muzyka stała się gniewna, przepełniona bólem, jakby rozbisurmaniony bas chciał rozsadzić ściany pokoju.
       I jeszcze w dodatku bractwo zakazało mu podejmować jakichkolwiek działań w tej sprawie, twierdząc, że wszystko się samo rozwiąże. Starzy magowie interesowali się tylko tym, żeby pozycja Czarnego Hrabiego została osłabiona, a że przy tej okazji poświęci się jakąś dziewczynę? Różnie w życiu bywa. W ciągu roku Edward chyba z dziesięć razy próbował interweniować, ale jego działania rozbijały się o kant absolutnej obojętności dostępnej jedynie paniom z dziekanatu.
        Edward zakończył improwizację bezczelnie wirtuozerskim popisem typu „klang-bang” w rodzaju tych, których tak nie znosi u basistów popularny bloger WO, a w jego kciuku kryły się utajone pokłady posępnej mocy.
       Schował instrument do futerału i postawił wraz z małym wzmacniaczem obok łóżka. Po namyśle wziął jeszcze banjo. Miał zamiar wyjechać z rana, więc chyba najwyższy czas się spakować.
        Z szuflady z efektami gitarowymi wyjął pierwszy lepszy, nawet nie patrząc. Wyciągnął swój ulubiony łososiowy żakiet, sweter w słonie, czesuczowy szlafrok oraz parę innych sztuk ubrania. Wyczyścił rewolwer Colt Detective Special na wypadek, gdyby w nagłej sytuacji zabrakło mu czasu na rzucenie zaklęcia. Upewnił się, że oprócz zwykłych pocisków bierze też srebrne. Zszedł do garażu po toporek i łopatę na wypadek przygód w drodze. Wreszcie dołożył kilka kieszonkowych grymuarów magicznych oraz torbę z substancjami używanymi przy rzucaniu zaklęć. Był wśród nich kisiel cytrynowy, niezwykle skuteczny w walce z bluźnierczymi cyklopowymi ohydztwami sprzed eonów (pod warunkiem zastosowania odpowiednich formuł zaklęć). Nie wiadomo, co się może zdarzyć w Górach Skalistych.

2 komentarze:

  1. ajmofmriofnsofjn!pv, okjsoifhswolvjofD

    Edward!
    vjdslvniulvnsfi v dfkn vu

    "Edwardowi i jego kolegom udało się przejąć, prawem i lewem" cosik nielegalnie? nieładnie tak? (nielegalnie, bo lewnem to nie wejm czy wież ale nielegalnie znaczyć może, chociaż nie jestem pewna bo śe nie znam, ale wejsz)

    I oni narywali nataliĘ pod prysznicem, taaaa, już ttlkoy mikrofony było, torz wiadomo chyba że taka saxy gurl jak nalatia każdy pogdlądnąć ciał.

    Edrawd coś u muzyce tam gada ale nie znam się na tym. niech po prostu będzie w opowiadaniu twoim. Bo fajny jest y super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na teatralnej naganie wystawiłam odmowę oceny twojego bloga.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń