wtorek, 16 września 2014

Rozdział XXXII, w którym Edward idzie do smażalni


       Dwaj cudzoziemcy nieśpiesznym, powłóczystym krokiem przemierzali Aleję Gwiazd w Międzyzdrojach. Choć sezon chylił się już ku końcowi, wciąż jeszcze wszędzie wokół kłębiły się tłumy turystów. Przechodnie, jedni z wesołością, a drudzy z szokiem i obrzydzeniem, zwracali uwagę na łososiową marynarkę Edwarda, tymczasem Logan Klinkitt miał na sobie kiszert w kolorze musztardy saperskiej z napisem: „Nie płakałem po Milli Vanilli”. Spoglądał pod nogi, wpatrując się w odciśnięte w metalowych płytkach dłonie artystów polskiego filmu i telewizji.
- Artur Barciś – znam. Tomasz Karolak – nie znam. A ten, co Janosika grał?
- Nie zauważyłem jak dotąd – odparł Patel.
- No właśnie, jakaś wybrakowana ta Aleja Gwiazd. Nie ma Janosika, nie ma Ferdka Kiepskiego, za to jest jakiś Gajos, jakaś Linda i mnóstwo innych fąfli, o których w życiu nie słyszałem. Kto by pomyślał, że jest ich w tym kraju aż taka mynga?
- W Polsce jest mnóstwo aktorów, tylko porządnego kina brakuje – odezwał się niespodziewanie Bernard Bumbes za jego plecami.
- Jeżu malusieńki! – wykrzyknął zszokowany Klinkitt. – Dostanę pulpetacji serca, jak mnie tak pan będziesz z flanki zachodzić!
- Będziemy mieć do czynienia z bandą podstępnych i gotowych na wszystko krwiopijców – odrzekł kocowilk bez cienia skruchy. – Przyzwyczajaj się.
- No, nie wiem. Ja jestem niespotykanie spokojny wilkołak, całkiem niekonfrontacyjny, całą pełnię przesypiam na tabletach. W życiu nikogo nie ugryzłem, a w każdym razie tego nie pamiętam. Właściwie to przez większość miesiąca jestem całkiem normalnym gościem.
- W takim razie ja jestem gościem całkiem nienormalnym przez dwadzieścia cztery godziny na dobę – odparł Bumbes. – A ten osobnik, którego mamy przeciw sobie, jest jeszcze gorszy. W każdej chwili możesz jeszcze zrezygnować i wrócić do Kanady.
- O nie, zawsze chciałem pojechać do Europy albo przynajmniej do Buenos Aires.
      Kocowilk całą drogę z Seebad Heringsdorf pokonał pieszo plażą, bo chciał zobaczyć, jak wygląda ratownictwo w Niemczech, a jak w Polsce. Tylko przez Świnę przeprawił się wpław. Edward i Logan natomiast przejechali pociągiem do Świnoujścia, a stamtąd do Międzyzdrojów autobusem. Mieli się spotkać z Bumbesem właśnie na Alei Gwiazd i czekali nań już od dłuższej chwili.
Skierowali się z Alei na Promenadę Gwiazd (podobno to nie jest to samo) i dalej w prawo, w stronę mola. Po obu stronach ulicy rozpościerała się infrastruktura turystocentryczna. Dziesiątki kolorów, kształtów, fale kiczu i rozgwardyjaszu jednoczyły się w konsumpcjonistycznym gangbangu. Gastronomia mała i duża, wypożyczalnie sprzętu plażowego, miejsca zabaw dla dzieci, stragany z pamiątkami. Ktoś puszczał monstrualne bańki mydlane, ktoś inny nawoływał „Gotowana kukredza!”, ktoś jeszcze inny zarabiał pieniądze, stojąc na poboczu nieruchomo w ubraniach po dziadku, pokryty złotą farbą. Po niebie dryfowały baloniki niebacznie wypuszczone przez swych nabywców. Na skwerze przed molem kilkoro młodych ludzi grało w zośkę z użyciem cegły. Z naprzeciwka nadchodziło trzech dość oryginalnie wystylizowanych gości: jeden miał maskę z długim dziobem, drugi długie uszy, a trzeci nosił na głowie coś, co wyglądało jak słój. Prowadzili na smyczy niewielkiego, kudłatego psa, a na Edwarda i jego kompanii patrzyli dość nieprzychętnie.
- Sami jesteście prowokacja! – zawołał do nich Klinkitt.
Patel szczególną uwagę zwracał na ulicznych grajków, których było tu zatrzęsienie. Tu gitarzysta w wyciągniętej koszuli, tam gimnazjalistki przy prostym syntezatorze („Licharstwo!” – rzucił Logan pogardliwie na widok instrumentu). Pani z warkoczem w średnim wieku, wyglądająca na nauczycielkę, piłowała skrzypce. Gdzieś z boku przygrywali boliwijscy Indianie, dla lepszego efektu przebrani za Indian brazylijskich, a kawałek dalej – Kapela Znad Termobaryczy.
Ale jeden z muzykantów różnił się od innych. Międzyzdroje słyszały już niejednego ulicznego artystę wykonującego piosenkę „Anna Maria”, lecz mało który interpretował ten prastary standard poprzez gardłowo-brzuszny ryk do wtóru bestialsko przesterowanej gitary basowej, zamiatając przy tym swą koafiurą obszar o promieniu dwóch metrów. Edward podszedł tak blisko, jak tylko pozwalał zasięg włosów artysty.
- Pan Mark Hades, jak sądzę?
          Metalowiec przerwał występ, wyprostował się i obdarzył Edwarda swym mrocznym spojrzeniem.
- Ave, Edwardzie Patel.
Edward spojrzał na jego długie włosy, rozwidloną brodę, czarną koszulkę z emblematem grupy Venom i bardzo czarne dżinsy.
- Nie wyglądasz na szczególnie zakonspirowanego – powiedział.
- Miałbym się pozbyć swego mrocznego wizerunku? Niedoczekanie!
- A dużo zarobisz na ulicznym graniu? – zainteresował się Klinkitt.
- Tutejsza publiczność na ogół nie rozumie prawdziwej sztuki – oświadczył Hades.
- Poznajcie się – rzekł Patel. – Mark Hades, lider zespołu Rezun Explosion, basista. Logan, nasz nowy klawiszowiec; a to Bernard Bumbes z Brazylii.
- Który na niczym nie gra, ale za to jest wilkołakiem – dodał Bumbes, nie dbając o to, czy Hades weźmie jego słowa na poważnie.
- To co robimy? – spytał Logan.
- Edwardzie – powiedział kocowilk – jesteś naszym nominalnym przywódcą, więc powinieneś zarządzić, abyśmy poszli teraz na obiad.
- W takim razie chodźmy coś zjeść – postanowił Patel.
- To bardzo słuszna decyzja – stwierdził Mark Hades, potakując mrocznie. – Znam tu jedną smażalnię, będzie w sam raz.
Ruszyli dalej promenadą na zachód. Gwar turystycznego ośrodka wokół nie ustawał. Edward co prawda nie bardzo znał polski, ale przed wyjazdem z Kanady założył na szyję wysokiej klasy amulet tłumaczenia, zatem mniej więcej rozumiał, co się dzieje dookoła. Jakieś rozmowy, dyskusje, okrzyki, przekleństwa. „Filet z pandy, świeży, prosto z kutra!” – wołał ktoś od strony jednego z barów. Grupa młodych kobiet z uporem godnym lepszej sprawy skandowała „Zabić Moffata!”
W dalszym ciągu przyglądał się z zainteresowaniem napotykanym na drodze muzykantach. Pszennowłosy student w drucianych okularach, niebieskiej koszuli i wojskowym kapeluszu tropikalnym wystawał na krawężniku z dobrej jakości gitarą klasyczną o nylonowych strunach. Śpiewał na popularną melodię:

Jest miejscowość w pół godziny od Olkusza,
Gdzie przepadła już niejedna żywa dusza.
W niebo sterczy tam zakrwawiony pal,
A dym spalenizny bucha w dal…

Budzi we mnie grozę sioło małe,
Gdzie meteor dawno temu pieprznął w skałę.
W całej Polsce był to powód do radości,
Gdy Natalia spatroszyła kilku gości.

To są dzikie okolice,
To jest straszna wieś Jerzmanowice,
To jest krwawy i plugawy nurt Sąspówki,
To jest ziemia trupiej główki.
           
        Ledwo zrobił dłuższą pauzę, Edward niemal rzucił się na niego.
- Czy to ty jesteś autorem tej piosenki?! – wykrzyknął, a Bumbes ledwo powstrzymał go przed złapaniem gitarzysty za kołnierz.
- Nie, nie ja… - odparł tamten głosem całkiem spokojnym, widocznie takie napaści były dla niego normą. – Zasłyszałem.
- Gdzie zasłyszałeś?
- To tu, to tam… W różnych miejscach ludzie śpiewali.
- Może pod Krakowem? – Mark Hades zadał pytanie pomocnicze.
- Pierwszy raz słyszałem ją chyba… w Nowym Sączu… Nie, czekaj, raczej w Nowej Soli. Cholera, a może to była Nowa Sarzyna? Cóż, na pewno nie w Nowym Sadzie. Ale może w Nowosadach. Albo w Nowym Tomyślu… Wiecie co, na pewno słyszałem w Rzeszowie, Włoszczowej i Szczecinie, ale to już nie był pierwszy raz…
- I kto ją wtedy śpiewał?
- Ludzie – odparł student mało konkretnie. – Na ulicach, albo na imprezach, kto by to pamiętał…
- Dobra, dzięki bardzo. – Edward zorientował się już, że wiele więcej się od niego nie dowie. – Miłego dnia.

        Minęli jeszcze kilka pensjonatów, jeszcze kilka zejść na plażę, aż w końcu dostrzegli z prawej strony niewielki budynek z szyldem „Smażalnia u Rubensa”.
        W środku było spokojnie. Logan od razu zwrócił uwagę na kilka panien w strojach kąpielowych, które weszły do smażalni od drugiej strony, z tarasu oglądającego plażę i Bałtyk. W kącie pod sufitem wisiał telewizor prezentujący odcinek serialu „Kochaj i smyraj” (co prawda z wyłączoną fonią), a pod nim, przy dwóch zestawionych stolikach, czterej goście i dwie dziewczyny grali w „Kryształy Czasu”. Za kontuarem uwijała się blondynka o wcale nie rubensowskiej sylwetce, pokryta bardzo jasnym makijażem.
- Gargamela podsmażana na wynos, raz! – krzyknęła, stawiając na blacie talerz, i zaraz jakiś facio w samych szortach podbiegł odebrać posiłek.
      Towarzysze zajęli stolik w kącie. Edward zamówił smażonego morszczupaka oraz surówkę „Coleslaw Chrobry”, Mark Hades – pstrąga á la płetwa rekina, kocowilk natomiast – sandwicz z sandaczem i losowo wybrany filet.
Kiedy posiłek spoczął już na stole, można było przejść do poważnej dyskusji. Rozmawiali po angielsku, ale Edward na wszelki wypadek rzucił zaklęcie, za którego sprawą dla osób postronnych rozmowa przy tym stoliku brzmiała jak niezrozumiały bełkot.
- Zebraliśmy się tutaj, żeby coś postanowić – przypomniał Bernard Bumbes. – Może zacznijmy od ustalenia, o co walczymy i dlaczego nam tak zależy na znalezieniu Natalie.
- Ja muszę ją odzyskać! – krzyknął Edward emocjonalnie. – Po pierwsze, miałem się nią opiekować i totalnie spaprykowałem sprawę. Po drugie, łączy mnie z nią coś więcej…
- Jeżeli tak jest, to szczęście ci dopisuje, Edwardzie – skomentował Mark Hades.
- …i wobec tego chcę, aby znów była ze mną – ciągnął Patel. – Dopiero w tej chwili zrozumiałem to naprawdę. Jeżeli ją odzyskam, odzyskam także swój honor. Zrobiłbym wszystko…
- Dobrze, dobrze – przerwał mu Bernard. – Co byś zrobił, to porozmawiamy za chwilę. Mnie natomiast chodzi o to, żeby w jak największym zakresie nakopać Dorianowi do rzyci. W  dalszym ciągu zależy mu na Natalie, o czym świadczy fakt, że próbował cię zlikwidować jako potencjalnego konkurenta. A co powie pan Hades?
- Ja działam dla sztuki – oznajmił metalowiec. – Muszę odzyskać Natalie w imieniu środowiska częstochowskich melomanów. Chcę nagrać z nią płytę…
- Ale jej głos nie pasuje do waszego stylu – sprzeciwił się Edward. – Rezun Explosion z wokalistką? Jak to w ogóle będzie wyglądało?
- A właśnie, że miałem przez jakiś czas wokalistkę – rzekł Mark Hades. – Nazywała się Agata Pełka, ale u mnie występowała jako Eva Necrovamp. Może o tym nie wiesz, bo to był ten okres w dziejach Rezuna, o którym sam chciałbym zapomnieć. Niekoniecznie ze względu na nią, ale wtedy mieliśmy nawet klawisze…
- Co masz do klawiszy? – zdenerwował się Klinkitt.
- Długa historia… – Hades machnął ręką. – Zresztą Eva i tak miała gorszy głos niż Natalie.
- A kto niby ma lepszy? – rzucił Edward. – Natalie jest po prostu wspaniała, nie tylko pod tym względem.
- Nie, do Rezun Explosion bym jej nie angażował – kontynuował Hades. – Mam dla niej nowy projekt w stylu darkened melodic deathfolk.
- O tym jeszcze porozmawiamy – rzekł Bernard Bumbes, po raz kolejny interweniując w charakterze moderatora dyskusji. – Na razie musimy ustalić, jakie są fakty. Gadaj, Edwardzie.
      Opowiedział więc Patel o tym, jak władze uczelni czarodziejskiej nakazały mu chronić Natalie, jak pojechał do Horton, aby roztoczyć nad nią opiekę, jak później uciekał wraz z Natalie do Niemiec i jak w końcu wyślizgnęła mu się z rąk, przechodząc na stronę Czarnego Hrabiego.
Gdy wspominał ucieczkę Natalie, łzy napływały mu czwórkami do oczu. Kocowilk jednak, nieczuły na jego cierpienie, kazał mówić Hadesowi, który zrelacjonował, jak po ucieczce z więzienia Natalie odnalazła się w Częstochowie, zrobiła piorunujące wrażenie swym niesamowitym głosem, a potem nagle zniknęła.
- Czyli co? – upewnił się Logan Klinkitt. – Lasia w jednej chwili śpiewa na scenie, wszystko pięknie, a potem idzie do baru i tam, ni z gruchy, ni z pietruchy, rozpływa się w powietrzu. Po kilku tygodniach nagle się odnajduje, wyrzyna jakichś obwiesiów i znowu znika. Rozumiecie coś z tego?
- Historia metalu zna nie takie przypadki, zwłaszcza w Norwegii – odrzekł Mark Hades. – Jednak, działając z upoważnienia częstochowskiej braci operowej, podjąłem śledztwo na własną rękę i w Krakowie dotarłem do pewnej ekspedientki. Została pobita przez Natalie, czy sama ją pobiła, mniejsza o to, jeszcze przed „krwawym grillem”. Powstrzymał ją dopiero jakiś facet, który podawał się za jej krewnego. Sprzedawczyca opisała mi go całkiem dokładnie i wiecie co? Rysopis znakomicie zgadzał się z jednym z tych zarżniętych w Jerzmanowicach.
- I jaki z tego wniosek? – pociągnął kocowilk.
- Taki, że Natalie popadła z jednej niewoli w drugą.
- O nie! – jęknął Edward, kryjąc twarz w dłoniach.
Przy stoliku zapadła cisza. Przez chwilę słychać było tylko turkot kostek po blacie i donośny głos Mistrza Gry, opisującego drużynie, jak właśnie została zaatakowana przez uzbrojoną po zęby bandę rybików cukrowych. Wreszcie Mark Hades przerwał milczenie.
- Była w niewoli, a potem wywalczyła sobie wolność, masakrując swych opresorów. Historycy będą się spierać, czy tak było naprawdę, ale ja wiem, że było.
- No dobra – odezwał się Logan – ale w takim razie gdzie jest teraz?
- To doskonałe pytanie – przyznał Hades. – Od tamtego czasu nikt jej nie widział. Wróć! Kilkadziesiąt osób ją widziało. W różnych częściach Polski, jak i na wakacjach w Dubrowniku, ale żadna z nich nie była wiarygodna.
- Czyli tym razem chyba naprawdę rozpłynęła się jak Afroamerykanin o północy w centrum Pragi – dodał Bernard Bumbes. – I to jest chyba miejsce, w którym powinniśmy zadać sobie leninowskie pytanie: „co robić?”
- Przyczaić się – zaproponował Logan. – Ktoś taki jak ona z pewnością prędzej czy później da o sobie znać.
- To sobie możesz długo czekać – zauważył kocowilk. – Moim zdaniem, i ty, Edwardzie, z pewnością się ze mną zgodzisz, należy zbadać wszystkie znane miejsca przebywania Natalie, poczynając od Częstochowy.
- Częstochowa już gruntownie przetrzepana – sprzeciwił się Mark Hades. – Sprawdziłem pod każdym krzaczkiem i nie doszedłem do żadnych konkretnych odkryć.
- To trzeba było po piwnicach szukać, a nie po krzakach – odparł Bumbes. – A mówiąc poważnie – w grę wchodzą wampiry, o czym dotąd nie wiedziałeś. Poza tym ja mam wilczy węch, a niewykluczone, że imć Patel ze swoimi zaklęciami też się może przydać w śledztwie.
Edward smętnie pokiwał głową, słysząc ocenę swoich kompetencji, rzucił okiem w stronę stolika pod ścianą, gdzie gracze w pocie czoła obliczali obrażenia zadane Szlaparem Ewidentnej Neutralności.
- Musimy działać szybko – stwierdził. – W październiku wracam na uczelnię, a nasz rektor wyraźnie zabronił mi podejmować czegokolwiek w sprawie Natalie. Jeżeli się dowie, spotka mnie surowa kara…
- Jak szybko, to szybko – powiedział Bumbes. – Kończmy to jedzenie i chodźmy zorganizować transport.
- Transport już jest – wyjawił Hades. – Moje czarne seicento, więc trzeba się tylko będzie podzielić wydatkami za paliwo.
- Seicento? Taki mały, dwudrzwiowy auciak? Bez żartów, ja mam syntezator! – zaprotestował Klinkitt.
- Jak przytulisz gaśnicę, to w bagażniku znajdzie się i miejsce na syntezator – odciął się lider zespołu Rezun Explosion. – A tak w ogóle, pod jaką nazwą będziemy podróżować jako zespół?
- Aquatic Acute – powiedział Edward nieobecnym głosem, przypomniawszy sobie nagle etykietę na beczce smaru, którą widział na stacji benzynowej w Manitobie.
- W porządku, zatem ja jako mynażer mówię zespołowi, aby się zespół już ruszył – powiedział kocowilk i jako pierwszy wyszedł ze smażalni. Kiedy Edward zmierzał ku drzwiom, wśród erpegraczy w kącie wybuchła gwałtowna kłótnia, której przedmiotem była najwyraźniej różnica między szkieletem a kościotrupem.
         Towarzysze zaczęli podążać z powrotem w stronę mola, żeby jeszcze wciągnąć w płuca trochę jodu przed odjazdem. Im bardziej się zbliżali, tym bardziej wzmagał się hałas. Skądś buchała głośna i nieprzyzwoita muzyka dance,  gdzieś tam ktoś chóralnie domagał się uwolnienia jakiegoś Sherlocka Bibissé. Mijali właśnie ogródek jakiegoś baru, gdy nagle…
- Kuciapa Lucyfera! – zaklął Logan niespodziewanie.
Szła im naprzeciw grupa kilkunaściorga ludzi – mężczyzn i kobiet – z transparentami. Niektórzy nieśli przekreślone portrety Natalie. Wykrzykiwali „To był zamach!” i rozdawali ulotki. Wznosiły się wśród nich emblematy takich formacji, jak Polska Partia Karlistowska, Zjednoczony Obóz Neosarmacki, Porozumienie Ochrony Chrześcijańskich Wartości Absolutnych, Związek Młodzieży Prasłowiańskiej czy Stowarzyszenie „Monarchy in the RP”.
- A ci znowu o tej Natalii! – rzucił z niesmakiem jakiś przechodzień. – To nagonka odgrzewania starego kotletu! Tak dawno to już było, a oni się podniecają jak rolnik w podorywki, jakby chodziło co najmniej o rozłam w TTDKN!
Edward wziął jedną z ulotek. Zawierała ona stek oszczerstw, manipulacji i wielkie ssanie z palca, jakiego nie ulepiłby sam Chen Boda. Podawały one, że „krwawy grill w Jerzmanowicach” w gruncie rzeczy był ludobujstwem (sic!) dokonanym przez genderoterrorystów na środowisku konserwatywnym.
 - To jest chore – powiedział Edward. Po angielsku, jednak amulet przetłumaczył jego słowa na polski i tak dotarły one do jednego z demonstrantów, wąsacza po pięćdziesiątce ubranego w kurtkę maskującą.
- A pewnie, że chore. Była w Polsce kara śmierci i komu to przeszkadzało? Ja to sam bym pętlę założył tej małej…
- Panie, licz się pan ze słowami! – warknął Patel, nagle dotknięty do żywego.
Mężczyzna spojrzał na Edwarda, potem na kocowilka, potem znów na Edwarda. Wyglądało na to, że ich wygląd nie przypadł mu do gustu. Wąsy zadrgały.
- To Cygany!!! – krzyknął. – Wynocha z Polski!
         I niespodziewanie złapał Bumbesa za podkoszulek. Kocowilk nic na to nie powiedział, tylko rąbnął napastnika z baranka prosto w nos. Wąsacz runął na ziemię. Na ten widok inny z demonstrantów, wykrzykując obelgi etniczne, też zaatakował. Bernard jednak był szybszy i natychmiast zaprawił go palcami w oczy, łokciem w brzuch, po czym rozciągnął na chodniku.
        Demonstranci złamali szyk, niektórzy odrzucili transparenty i ruszyli linczować tych, którzy nie pasowali do ich wizji świata. Na Edwarda rzuciły się trzy starsze kobiety: jedna wysoka, druga pulchna, a trzecia wysoka i pulchna. Zaskoczony atakiem, Patel ugiął się i padł na ziemię pod ich skonsolidowanym ciężarem. Zdołał jednak wykrzyknąć straszliwe zaklęcie: „Coitus Erectus Rex!” Napastniczki ogarnęła fala uderzeniowa dziwnej erotycznej atmosfery; a ponieważ były one zagorzałymi przeciwniczkami seksu, system im się zawiesił i padły na chodnik nieprzytomne od nadmiaru wrażeń.
Mark Hades sięgnął do swego futerału, w którym zwykle oprócz gitary nosił także siekierę, zaś Logan porwał z najbliższego stolika talerz, złamał go na kolanie i z narychtowanymi połówkami przygotował się do walki. Zaraz też zdzielił między oczy młodego patriotę z Sosnowca, który próbował trafić go drzewcem od transparentu.
Demonstranci mieli wyraźną przewagę liczebną. Bumbes ocenił, że trzeba oderwać się od przeciwnika i przeprowadzić odwrót, ale na razie nie było to łatwe. Oto jeden z dziarskich chłopców wciągnął na twarz kominiarkę, wydobył maczetę spod kurtki i skoczył na Edwarda, ten jednak oślepił go zaklęciem, a Mark Hades poprawił obuchem siekiery.
Obserwując tę scenę, kocowilk stracił z oczu swoją lewą flankę i w ostatniej chwili ułowił kątem oka lecący ku niemu kosz na śmieci. Uskoczył błyskawicznie, ale nie dał rady prawidłowo wylądować. Upadł na chodnik, potłukł sobie żebra. Przedstawiciel młodzieży prasłowiańskiej próbował go przyszpilić, lecz Bernard kopnął go z obu nóg, a tamten przeleciał dziesięć metrów i wprasował się w ogrodzenie knajpianego ogródka.
Demonstrant w średnim wieku, dzierżący w ręku duży krucyfiks, zaatakował Marka Hadesa, on jednak wywinął się zręcznie i potraktował prastare narzędzie egzekucji siekierą. Na ten widok część napastników wpadła w nieopisaną wściekłość i ze wszystkich stron rzuciła się na lidera Rezun Explosion, który uległ przewadze liczebnej. Zaczęli wtłaczać w niego butami miłość bliźniego, jednak już po chwili kocowilk, niesiony berserkiem i adrenaliną, wpadł w ten tłum z rozbiegu, pozostawiając za sobą korytarz niczym kula armatnia, i uratował metalowca przed linczem. Hades wyrwał swemu przeciwnikowi krzyż i trzymając go odwrotną stroną, zaczął bezlitośnie łoić tamtych.
Logan uderzył jednego z korwinkwistadorów półtalerzem, zadając mu 2k10+5 obrażeń. „Aułu!” – krzyknął przeciwnik, widno pod wpływem ciosu zachciało mu się zostać posiadaczem ziemskim na Kaukazie. Tymczasem facet w grubych okularach i wędkarskiej kamizelce podkradł się do Bumbesa od tyłu i rozwalił na nim drewniane krzesło. Kocowilk padł jak długi.
- Nie! – wykrzyknął Patel na ten widok.
Ale Bernard szybko się pozbierał, piruetem uniknął ciosu zadanego damską torebką i tym razem to on faceta w kamizelce uderzył krzesłem, tyle że metalowym.
Klinkitt walczył z emerytem, który zamierzył się na niego kulą. Pianista wyrwał ją i podciął mu nogi, potem walnął po żebrach najbliżej stojącego neosarmatę, a w końcu cisnął kulę niczym oszczep, trafiając w brzuch demonstrantkę, która skradała się do Edwarda, zajętego walką z zamaskowanym pseudokibicem. Ten ostatni wydawał się zyskiwać przewagę, a Patel był już zmęczony, jednak przyszedł mu z pomocą Mark Hades, dziarsko i mrocznie wywijając krzyżem.
       Demonstranci zorientowali się, że w bezpośrednim starciu nie wygrają. Wyrywali więc kostkę brukową i ciskali w przeciwników. Edward zawołał „Okursunuz!” i bruk zaczął zawracać w locie, trafiając tych, którzy go rzucali.
- Policjaaa!!! – krzyknął ktoś, zresztą błędnie, bo od strony hotelu Amber Baltic nadchodziła straż miejska. Napastnicy rozpierzchli się w popłochu, pozostawiając swych nieprzytomnych towarzyszy i podarte transparenty u stóp Patela, Hadesa, Klinkitta i kocowilka.
- Rozproszmy się i my – zaproponował ten ostatni. – Nie mam specjalnej ochoty na problemy ze służbami porządkowymi. Przyślę wam esemesem miejsce zbiórki.
      Rozeszli się: Edward skręcił w boczną ulicę, Logan do cukierni, Mark Hades w krzaki. Bernard Bumbes, udając, że nic takiego się nie stało, ruszył przed siebie promenadą, patrolowi naprzeciw, i dopiero w ostatniej chwili dał nura w zejście na plażę.
- Tu jesteś, brudasie! – rozległ się nagle głos tuż nad jego uchem. Bernard gwałtownie przykucnął, w ostatniej chwili unikając ciosu. Egzemplarz gazety świsnął tuż nad jego uchem. Kocowilk zerwał się, wykonał zwód, okrążając napastnika z prawej i zanim tamten zdążył się zorientować, zaaplikował mu blachę francuskim sposobem w czoło. Przeciwnik powoli osunął się na ziemię, a gazeta wypadła mu z ręki i huknęła ciężko o drewniany chodnik.
Bumbes podniósł gazetę, w którą, jak się okazało, zawinięty był kawałek żelaznej szyny. Zorientowawszy się, że przeciwnik został już rozbity, przeszedł kawałek plażą i wrócił na promenadę kolejnym wyjściem.
Idąc, przeglądał gazetę. Szczególnie zaintrygował go artykuł o najnowszych szokujących wydarzeniach na Ziemi Lugburskiej. Wśród tamtejszych satanistów doszło do schizmy na tle kredy do rysowania pentagramu: jedni uważali, że powinna ona zostać poświęcona Szatanowi w skomplikowanym rytuale z użyciem krwi dziewicy, a drudzy twierdzili, że należy stosować kredę poświęconą po chrześcijańsku, a potem sprofanowaną. Jedni i drudzy rzucali na siebie nawzajem anatemy i przepędzali się z Kaplicy Nieczystej Adoracji, urządzonej w nieczynnym sklepie monopolowym w Krośnie Odrzańskim.
Na tej samej stronie był dział kulturalny. Kocowilk skrzywił się na myśl o tym, co w tej gazecie uchodzi za kulturę i jak mało w ogóle tego jest. I wtedy zobaczył TO.
„Syberyjska Syrena. Od niedawna Rosja szaleje na punkcie tajemniczej śpiewaczki, która rozpoczęła swoje tournee od Władywostoku i wędruje na zachód wzdłuż linii kolei transsyberyjskiej. Jej menażer, Siergiej Nietopyriew, utrzymuje, że wyłoniła się z morskiej piany Pacyfiku. Artystka nie boi się kontrowersji: wyglądem i pseudonimem scenicznym „Natalia Paranormal” nawiązuje do poszukiwanej, także i w Polsce, wielokrotnej morderczyni.”
Poniżej znajdowało się zdjęcie z koncertu w jakimś klubie, a może restauracji dworcowej. Osobą na nim przedstawioną była niewątpliwie właśnie ona, Natalie. A więc to tak, pomyślał Bernard. Chyba jednak nie będzie trzeba jechać do Częstochowy.
Wysłał SMS do Edwarda i pozostałych, po czym udał się w wyznaczone miejsce, podążając za zapachem Patela, i nucił:

Czy normalna, zdrowa owca
Może zgwałcić narodowca?
Ależ owszem, czemu nie!
Jemu też należy się.


1 komentarz:

  1. Przypomniałam sobie że zapomniałam o moim ulubieńszym opowiadaniu, iże więc wróciłam do czytania. Nie wiedziałam, że rybiki cukrowe som takie groźne i urzywajom szlaparów!
    Irenka

    OdpowiedzUsuń