Dwaj
cudzoziemcy nieśpiesznym, powłóczystym krokiem przemierzali Aleję Gwiazd w
Międzyzdrojach. Choć sezon chylił się już ku końcowi, wciąż jeszcze wszędzie
wokół kłębiły się tłumy turystów. Przechodnie, jedni z wesołością, a drudzy z
szokiem i obrzydzeniem, zwracali uwagę na łososiową marynarkę Edwarda,
tymczasem Logan Klinkitt miał na sobie kiszert w kolorze musztardy saperskiej z
napisem: „Nie płakałem po Milli Vanilli”. Spoglądał pod nogi, wpatrując się w
odciśnięte w metalowych płytkach dłonie artystów polskiego filmu i telewizji.
- Artur Barciś – znam. Tomasz
Karolak – nie znam. A ten, co Janosika grał?
- Nie zauważyłem jak dotąd –
odparł Patel.
- No właśnie, jakaś wybrakowana
ta Aleja Gwiazd. Nie ma Janosika, nie ma Ferdka Kiepskiego, za to jest jakiś
Gajos, jakaś Linda i mnóstwo innych fąfli, o których w życiu nie słyszałem. Kto
by pomyślał, że jest ich w tym kraju aż taka mynga?
- W Polsce jest mnóstwo aktorów,
tylko porządnego kina brakuje – odezwał się niespodziewanie Bernard Bumbes za
jego plecami.
- Jeżu malusieńki! – wykrzyknął
zszokowany Klinkitt. – Dostanę pulpetacji serca, jak mnie tak pan będziesz z
flanki zachodzić!
- Będziemy mieć do czynienia z
bandą podstępnych i gotowych na wszystko krwiopijców – odrzekł kocowilk bez
cienia skruchy. – Przyzwyczajaj się.
- No, nie wiem. Ja jestem niespotykanie
spokojny wilkołak, całkiem niekonfrontacyjny, całą pełnię przesypiam na
tabletach. W życiu nikogo nie ugryzłem, a w każdym razie tego nie pamiętam.
Właściwie to przez większość miesiąca jestem całkiem normalnym gościem.
- W takim razie ja jestem gościem
całkiem nienormalnym przez dwadzieścia cztery godziny na dobę – odparł Bumbes.
– A ten osobnik, którego mamy przeciw sobie, jest jeszcze gorszy. W każdej
chwili możesz jeszcze zrezygnować i wrócić do Kanady.
- O nie, zawsze chciałem pojechać
do Europy albo przynajmniej do Buenos Aires.
Kocowilk
całą drogę z Seebad Heringsdorf pokonał pieszo plażą, bo chciał zobaczyć, jak
wygląda ratownictwo w Niemczech, a jak w Polsce. Tylko przez Świnę przeprawił
się wpław. Edward i Logan natomiast przejechali pociągiem do Świnoujścia, a
stamtąd do Międzyzdrojów autobusem. Mieli się spotkać z Bumbesem właśnie na Alei
Gwiazd i czekali nań już od dłuższej chwili.
Skierowali się
z Alei na Promenadę Gwiazd (podobno to nie jest to samo) i dalej w prawo, w
stronę mola. Po obu stronach ulicy rozpościerała się infrastruktura
turystocentryczna. Dziesiątki kolorów, kształtów, fale kiczu i rozgwardyjaszu
jednoczyły się w konsumpcjonistycznym gangbangu. Gastronomia mała i duża, wypożyczalnie
sprzętu plażowego, miejsca zabaw dla dzieci, stragany z pamiątkami. Ktoś puszczał
monstrualne bańki mydlane, ktoś inny nawoływał „Gotowana kukredza!”, ktoś
jeszcze inny zarabiał pieniądze, stojąc na poboczu nieruchomo w ubraniach po
dziadku, pokryty złotą farbą. Po niebie dryfowały baloniki niebacznie
wypuszczone przez swych nabywców. Na skwerze przed molem kilkoro młodych ludzi grało
w zośkę z użyciem cegły. Z naprzeciwka nadchodziło trzech dość oryginalnie
wystylizowanych gości: jeden miał maskę z długim dziobem, drugi długie uszy, a
trzeci nosił na głowie coś, co wyglądało jak słój. Prowadzili na smyczy
niewielkiego, kudłatego psa, a na Edwarda i jego kompanii patrzyli dość nieprzychętnie.
- Sami jesteście prowokacja! –
zawołał do nich Klinkitt.
Patel szczególną
uwagę zwracał na ulicznych grajków, których było tu zatrzęsienie. Tu gitarzysta
w wyciągniętej koszuli, tam gimnazjalistki przy prostym syntezatorze
(„Licharstwo!” – rzucił Logan pogardliwie na widok instrumentu). Pani z
warkoczem w średnim wieku, wyglądająca na nauczycielkę, piłowała skrzypce.
Gdzieś z boku przygrywali boliwijscy Indianie, dla lepszego efektu przebrani za
Indian brazylijskich, a kawałek dalej – Kapela Znad Termobaryczy.
Ale jeden z
muzykantów różnił się od innych. Międzyzdroje słyszały już niejednego ulicznego
artystę wykonującego piosenkę „Anna Maria”, lecz mało który interpretował ten
prastary standard poprzez gardłowo-brzuszny ryk do wtóru bestialsko
przesterowanej gitary basowej, zamiatając przy tym swą koafiurą obszar o
promieniu dwóch metrów. Edward podszedł tak blisko, jak tylko pozwalał zasięg
włosów artysty.
- Pan Mark Hades, jak sądzę?
Metalowiec
przerwał występ, wyprostował się i obdarzył Edwarda swym mrocznym spojrzeniem.
- Ave, Edwardzie Patel.
Edward spojrzał
na jego długie włosy, rozwidloną brodę, czarną koszulkę z emblematem grupy
Venom i bardzo czarne dżinsy.
- Nie wyglądasz na szczególnie
zakonspirowanego – powiedział.
- Miałbym się pozbyć swego
mrocznego wizerunku? Niedoczekanie!
- A dużo zarobisz na ulicznym
graniu? – zainteresował się Klinkitt.
- Tutejsza publiczność na ogół nie
rozumie prawdziwej sztuki – oświadczył Hades.
- Poznajcie się – rzekł Patel. – Mark
Hades, lider zespołu Rezun Explosion, basista. Logan, nasz nowy klawiszowiec; a
to Bernard Bumbes z Brazylii.
- Który na niczym nie gra, ale za
to jest wilkołakiem – dodał Bumbes, nie dbając o to, czy Hades weźmie jego
słowa na poważnie.
- To co robimy? – spytał Logan.
- Edwardzie – powiedział kocowilk
– jesteś naszym nominalnym przywódcą, więc powinieneś zarządzić, abyśmy poszli
teraz na obiad.
- W takim razie chodźmy coś zjeść
– postanowił Patel.
- To bardzo słuszna decyzja –
stwierdził Mark Hades, potakując mrocznie. – Znam tu jedną smażalnię, będzie w
sam raz.
Ruszyli dalej
promenadą na zachód. Gwar turystycznego ośrodka wokół nie ustawał. Edward co
prawda nie bardzo znał polski, ale przed wyjazdem z Kanady założył na szyję
wysokiej klasy amulet tłumaczenia, zatem mniej więcej rozumiał, co się dzieje
dookoła. Jakieś rozmowy, dyskusje, okrzyki, przekleństwa. „Filet z pandy,
świeży, prosto z kutra!” – wołał ktoś od strony jednego z barów. Grupa młodych
kobiet z uporem godnym lepszej sprawy skandowała „Zabić Moffata!”
W dalszym
ciągu przyglądał się z zainteresowaniem napotykanym na drodze muzykantach. Pszennowłosy
student w drucianych okularach, niebieskiej koszuli i wojskowym kapeluszu tropikalnym
wystawał na krawężniku z dobrej jakości gitarą klasyczną o nylonowych strunach.
Śpiewał na popularną melodię:
Jest miejscowość w pół godziny od Olkusza,
Gdzie przepadła już niejedna żywa dusza.
W niebo sterczy tam zakrwawiony pal,
A dym spalenizny bucha w dal…
Budzi we mnie grozę sioło małe,
Gdzie meteor dawno temu pieprznął w skałę.
W całej Polsce był to powód do radości,
Gdy Natalia spatroszyła kilku gości.
To są dzikie okolice,
To jest straszna wieś Jerzmanowice,
To jest krwawy i plugawy nurt Sąspówki,
To jest ziemia trupiej główki.
Ledwo
zrobił dłuższą pauzę, Edward niemal rzucił się na niego.
- Czy to ty jesteś autorem tej
piosenki?! – wykrzyknął, a Bumbes ledwo powstrzymał go przed złapaniem
gitarzysty za kołnierz.
- Nie, nie ja… - odparł tamten
głosem całkiem spokojnym, widocznie takie napaści były dla niego normą. –
Zasłyszałem.
- Gdzie zasłyszałeś?
- To tu, to tam… W różnych
miejscach ludzie śpiewali.
- Może pod Krakowem? – Mark Hades
zadał pytanie pomocnicze.
- Pierwszy raz słyszałem ją
chyba… w Nowym Sączu… Nie, czekaj, raczej w Nowej Soli. Cholera, a może to była
Nowa Sarzyna? Cóż, na pewno nie w Nowym Sadzie. Ale może w Nowosadach. Albo w
Nowym Tomyślu… Wiecie co, na pewno słyszałem w Rzeszowie, Włoszczowej i
Szczecinie, ale to już nie był pierwszy raz…
- I kto ją wtedy śpiewał?
- Ludzie – odparł student mało
konkretnie. – Na ulicach, albo na imprezach, kto by to pamiętał…
- Dobra, dzięki bardzo. – Edward
zorientował się już, że wiele więcej się od niego nie dowie. – Miłego dnia.
Minęli
jeszcze kilka pensjonatów, jeszcze kilka zejść na plażę, aż w końcu dostrzegli
z prawej strony niewielki budynek z szyldem „Smażalnia u Rubensa”.
W
środku było spokojnie. Logan od razu zwrócił uwagę na kilka panien w strojach
kąpielowych, które weszły do smażalni od drugiej strony, z tarasu oglądającego
plażę i Bałtyk. W kącie pod sufitem wisiał telewizor prezentujący odcinek
serialu „Kochaj i smyraj” (co prawda z wyłączoną fonią), a pod nim, przy dwóch
zestawionych stolikach, czterej goście i dwie dziewczyny grali w „Kryształy
Czasu”. Za kontuarem uwijała się blondynka o wcale nie rubensowskiej sylwetce,
pokryta bardzo jasnym makijażem.
- Gargamela podsmażana na wynos,
raz! – krzyknęła, stawiając na blacie talerz, i zaraz jakiś facio w samych
szortach podbiegł odebrać posiłek.
Towarzysze
zajęli stolik w kącie. Edward zamówił smażonego morszczupaka oraz surówkę
„Coleslaw Chrobry”, Mark Hades – pstrąga á la płetwa rekina, kocowilk natomiast – sandwicz z
sandaczem i losowo wybrany filet.
Kiedy posiłek
spoczął już na stole, można było przejść do poważnej dyskusji. Rozmawiali po
angielsku, ale Edward na wszelki wypadek rzucił zaklęcie, za którego sprawą dla
osób postronnych rozmowa przy tym stoliku brzmiała jak niezrozumiały bełkot.
- Zebraliśmy się tutaj, żeby coś
postanowić – przypomniał Bernard Bumbes. – Może zacznijmy od ustalenia, o co
walczymy i dlaczego nam tak zależy na znalezieniu Natalie.
- Ja muszę ją odzyskać! –
krzyknął Edward emocjonalnie. – Po pierwsze, miałem się nią opiekować i
totalnie spaprykowałem sprawę. Po drugie, łączy mnie z nią coś więcej…
- Jeżeli tak jest, to szczęście
ci dopisuje, Edwardzie – skomentował Mark Hades.
- …i wobec tego chcę, aby znów
była ze mną – ciągnął Patel. – Dopiero w tej chwili zrozumiałem to naprawdę. Jeżeli
ją odzyskam, odzyskam także swój honor. Zrobiłbym wszystko…
- Dobrze, dobrze – przerwał mu
Bernard. – Co byś zrobił, to porozmawiamy za chwilę. Mnie natomiast chodzi o
to, żeby w jak największym zakresie nakopać Dorianowi do rzyci. W dalszym ciągu zależy mu na Natalie, o czym
świadczy fakt, że próbował cię zlikwidować jako potencjalnego konkurenta. A co
powie pan Hades?
- Ja działam dla sztuki –
oznajmił metalowiec. – Muszę odzyskać Natalie w imieniu środowiska
częstochowskich melomanów. Chcę nagrać z nią płytę…
- Ale jej głos nie pasuje do
waszego stylu – sprzeciwił się Edward. – Rezun Explosion z wokalistką? Jak to w
ogóle będzie wyglądało?
- A właśnie, że miałem przez
jakiś czas wokalistkę – rzekł Mark Hades. – Nazywała się Agata Pełka, ale u
mnie występowała jako Eva Necrovamp. Może o tym nie wiesz, bo to był ten okres
w dziejach Rezuna, o którym sam chciałbym zapomnieć. Niekoniecznie ze względu
na nią, ale wtedy mieliśmy nawet klawisze…
- Co masz do klawiszy? –
zdenerwował się Klinkitt.
- Długa historia… – Hades machnął
ręką. – Zresztą Eva i tak miała gorszy głos niż Natalie.
- A kto niby ma lepszy? – rzucił
Edward. – Natalie jest po prostu wspaniała, nie tylko pod tym względem.
- Nie, do Rezun Explosion bym jej
nie angażował – kontynuował Hades. – Mam dla niej nowy projekt w stylu darkened
melodic deathfolk.
- O tym jeszcze porozmawiamy –
rzekł Bernard Bumbes, po raz kolejny interweniując w charakterze moderatora
dyskusji. – Na razie musimy ustalić, jakie są fakty. Gadaj, Edwardzie.
Opowiedział
więc Patel o tym, jak władze uczelni czarodziejskiej nakazały mu chronić
Natalie, jak pojechał do Horton, aby roztoczyć nad nią opiekę, jak później
uciekał wraz z Natalie do Niemiec i jak w końcu wyślizgnęła mu się z rąk,
przechodząc na stronę Czarnego Hrabiego.
Gdy wspominał
ucieczkę Natalie, łzy napływały mu czwórkami do oczu. Kocowilk jednak, nieczuły
na jego cierpienie, kazał mówić Hadesowi, który zrelacjonował, jak po ucieczce
z więzienia Natalie odnalazła się w Częstochowie, zrobiła piorunujące wrażenie
swym niesamowitym głosem, a potem nagle zniknęła.
- Czyli co? – upewnił się Logan
Klinkitt. – Lasia w jednej chwili śpiewa na scenie, wszystko pięknie, a potem idzie
do baru i tam, ni z gruchy, ni z pietruchy, rozpływa się w powietrzu. Po kilku
tygodniach nagle się odnajduje, wyrzyna jakichś obwiesiów i znowu znika.
Rozumiecie coś z tego?
- Historia metalu zna nie takie
przypadki, zwłaszcza w Norwegii – odrzekł Mark Hades. – Jednak, działając z
upoważnienia częstochowskiej braci operowej, podjąłem śledztwo na własną rękę i
w Krakowie dotarłem do pewnej ekspedientki. Została pobita przez Natalie, czy
sama ją pobiła, mniejsza o to, jeszcze przed „krwawym grillem”. Powstrzymał ją
dopiero jakiś facet, który podawał się za jej krewnego. Sprzedawczyca opisała
mi go całkiem dokładnie i wiecie co? Rysopis znakomicie zgadzał się z jednym z
tych zarżniętych w Jerzmanowicach.
- I jaki z tego wniosek? –
pociągnął kocowilk.
- Taki, że Natalie popadła z
jednej niewoli w drugą.
- O nie! – jęknął Edward, kryjąc
twarz w dłoniach.
Przy stoliku
zapadła cisza. Przez chwilę słychać było tylko turkot kostek po blacie i donośny
głos Mistrza Gry, opisującego drużynie, jak właśnie została zaatakowana przez
uzbrojoną po zęby bandę rybików cukrowych. Wreszcie Mark Hades przerwał
milczenie.
- Była w niewoli, a potem
wywalczyła sobie wolność, masakrując swych opresorów. Historycy będą się
spierać, czy tak było naprawdę, ale ja wiem, że było.
- No dobra – odezwał się Logan –
ale w takim razie gdzie jest teraz?
- To doskonałe pytanie – przyznał
Hades. – Od tamtego czasu nikt jej nie widział. Wróć! Kilkadziesiąt osób ją
widziało. W różnych częściach Polski, jak i na wakacjach w Dubrowniku, ale
żadna z nich nie była wiarygodna.
- Czyli tym razem chyba naprawdę
rozpłynęła się jak Afroamerykanin o północy w centrum Pragi – dodał Bernard
Bumbes. – I to jest chyba miejsce, w którym powinniśmy zadać sobie leninowskie
pytanie: „co robić?”
- Przyczaić się – zaproponował
Logan. – Ktoś taki jak ona z pewnością prędzej czy później da o sobie znać.
- To sobie możesz długo czekać –
zauważył kocowilk. – Moim zdaniem, i ty, Edwardzie, z pewnością się ze mną
zgodzisz, należy zbadać wszystkie znane miejsca przebywania Natalie, poczynając
od Częstochowy.
- Częstochowa już gruntownie
przetrzepana – sprzeciwił się Mark Hades. – Sprawdziłem pod każdym krzaczkiem i
nie doszedłem do żadnych konkretnych odkryć.
- To trzeba było po piwnicach
szukać, a nie po krzakach – odparł Bumbes. – A mówiąc poważnie – w grę wchodzą
wampiry, o czym dotąd nie wiedziałeś. Poza tym ja mam wilczy węch, a niewykluczone,
że imć Patel ze swoimi zaklęciami też się może przydać w śledztwie.
Edward smętnie
pokiwał głową, słysząc ocenę swoich kompetencji, rzucił okiem w stronę stolika
pod ścianą, gdzie gracze w pocie czoła obliczali obrażenia zadane Szlaparem
Ewidentnej Neutralności.
- Musimy działać szybko –
stwierdził. – W październiku wracam na uczelnię, a nasz rektor wyraźnie
zabronił mi podejmować czegokolwiek w sprawie Natalie. Jeżeli się dowie, spotka
mnie surowa kara…
- Jak szybko, to szybko –
powiedział Bumbes. – Kończmy to jedzenie i chodźmy zorganizować transport.
- Transport już jest – wyjawił
Hades. – Moje czarne seicento, więc trzeba się tylko będzie podzielić wydatkami
za paliwo.
- Seicento? Taki mały,
dwudrzwiowy auciak? Bez żartów, ja mam syntezator! – zaprotestował Klinkitt.
- Jak przytulisz gaśnicę, to w
bagażniku znajdzie się i miejsce na syntezator – odciął się lider zespołu Rezun
Explosion. – A tak w ogóle, pod jaką nazwą będziemy podróżować jako zespół?
- Aquatic Acute – powiedział
Edward nieobecnym głosem, przypomniawszy sobie nagle etykietę na beczce smaru,
którą widział na stacji benzynowej w Manitobie.
- W porządku, zatem ja jako
mynażer mówię zespołowi, aby się zespół już ruszył – powiedział kocowilk i jako
pierwszy wyszedł ze smażalni. Kiedy Edward zmierzał ku drzwiom, wśród erpegraczy
w kącie wybuchła gwałtowna kłótnia, której przedmiotem była najwyraźniej
różnica między szkieletem a kościotrupem.
Towarzysze
zaczęli podążać z powrotem w stronę mola, żeby jeszcze wciągnąć w płuca trochę
jodu przed odjazdem. Im bardziej się zbliżali, tym bardziej wzmagał się hałas.
Skądś buchała głośna i nieprzyzwoita muzyka dance, gdzieś tam ktoś chóralnie domagał się
uwolnienia jakiegoś Sherlocka Bibissé. Mijali właśnie ogródek jakiegoś baru,
gdy nagle…
- Kuciapa Lucyfera! – zaklął
Logan niespodziewanie.
Szła im
naprzeciw grupa kilkunaściorga ludzi – mężczyzn i kobiet – z transparentami.
Niektórzy nieśli przekreślone portrety Natalie. Wykrzykiwali „To był zamach!” i
rozdawali ulotki. Wznosiły się wśród nich emblematy takich formacji, jak Polska
Partia Karlistowska, Zjednoczony Obóz Neosarmacki, Porozumienie Ochrony
Chrześcijańskich Wartości Absolutnych, Związek Młodzieży Prasłowiańskiej czy
Stowarzyszenie „Monarchy in the RP”.
- A ci znowu o tej Natalii! –
rzucił z niesmakiem jakiś przechodzień. – To nagonka odgrzewania starego
kotletu! Tak dawno to już było, a oni się podniecają jak rolnik w podorywki,
jakby chodziło co najmniej o rozłam w TTDKN!
Edward wziął
jedną z ulotek. Zawierała ona stek oszczerstw, manipulacji i wielkie ssanie z
palca, jakiego nie ulepiłby sam Chen Boda. Podawały one, że „krwawy grill w
Jerzmanowicach” w gruncie rzeczy był ludobujstwem (sic!) dokonanym przez
genderoterrorystów na środowisku konserwatywnym.
- To jest chore – powiedział Edward. Po
angielsku, jednak amulet przetłumaczył jego słowa na polski i tak dotarły one
do jednego z demonstrantów, wąsacza po pięćdziesiątce ubranego w kurtkę
maskującą.
- A pewnie, że chore. Była w
Polsce kara śmierci i komu to przeszkadzało? Ja to sam bym pętlę założył tej
małej…
- Panie, licz się pan ze słowami!
– warknął Patel, nagle dotknięty do żywego.
Mężczyzna spojrzał
na Edwarda, potem na kocowilka, potem znów na Edwarda. Wyglądało na to, że ich wygląd
nie przypadł mu do gustu. Wąsy zadrgały.
- To Cygany!!! – krzyknął. –
Wynocha z Polski!
I
niespodziewanie złapał Bumbesa za podkoszulek. Kocowilk nic na to nie
powiedział, tylko rąbnął napastnika z baranka prosto w nos. Wąsacz runął na
ziemię. Na ten widok inny z demonstrantów, wykrzykując obelgi etniczne, też
zaatakował. Bernard jednak był szybszy i natychmiast zaprawił go palcami w oczy,
łokciem w brzuch, po czym rozciągnął na chodniku.
Demonstranci
złamali szyk, niektórzy odrzucili transparenty i ruszyli linczować tych, którzy
nie pasowali do ich wizji świata. Na Edwarda rzuciły się trzy starsze kobiety:
jedna wysoka, druga pulchna, a trzecia wysoka i pulchna. Zaskoczony atakiem, Patel
ugiął się i padł na ziemię pod ich skonsolidowanym ciężarem. Zdołał jednak wykrzyknąć
straszliwe zaklęcie: „Coitus Erectus Rex!” Napastniczki ogarnęła fala
uderzeniowa dziwnej erotycznej atmosfery; a ponieważ były one zagorzałymi
przeciwniczkami seksu, system im się zawiesił i padły na chodnik nieprzytomne
od nadmiaru wrażeń.
Mark Hades
sięgnął do swego futerału, w którym zwykle oprócz gitary nosił także siekierę, zaś
Logan porwał z najbliższego stolika talerz, złamał go na kolanie i z narychtowanymi
połówkami przygotował się do walki. Zaraz też zdzielił między oczy młodego
patriotę z Sosnowca, który próbował trafić go drzewcem od transparentu.
Demonstranci
mieli wyraźną przewagę liczebną. Bumbes ocenił, że trzeba oderwać się od
przeciwnika i przeprowadzić odwrót, ale na razie nie było to łatwe. Oto jeden z
dziarskich chłopców wciągnął na twarz kominiarkę, wydobył maczetę spod kurtki i
skoczył na Edwarda, ten jednak oślepił go zaklęciem, a Mark Hades poprawił
obuchem siekiery.
Obserwując tę
scenę, kocowilk stracił z oczu swoją lewą flankę i w ostatniej chwili ułowił
kątem oka lecący ku niemu kosz na śmieci. Uskoczył błyskawicznie, ale nie dał
rady prawidłowo wylądować. Upadł na chodnik, potłukł sobie żebra. Przedstawiciel
młodzieży prasłowiańskiej próbował go przyszpilić, lecz Bernard kopnął go z obu
nóg, a tamten przeleciał dziesięć metrów i wprasował się w ogrodzenie
knajpianego ogródka.
Demonstrant w
średnim wieku, dzierżący w ręku duży krucyfiks, zaatakował Marka Hadesa, on
jednak wywinął się zręcznie i potraktował prastare narzędzie egzekucji siekierą.
Na ten widok część napastników wpadła w nieopisaną wściekłość i ze wszystkich
stron rzuciła się na lidera Rezun Explosion, który uległ przewadze liczebnej.
Zaczęli wtłaczać w niego butami miłość bliźniego, jednak już po chwili
kocowilk, niesiony berserkiem i adrenaliną, wpadł w ten tłum z rozbiegu,
pozostawiając za sobą korytarz niczym kula armatnia, i uratował metalowca przed
linczem. Hades wyrwał swemu przeciwnikowi krzyż i trzymając go odwrotną stroną,
zaczął bezlitośnie łoić tamtych.
Logan uderzył
jednego z korwinkwistadorów półtalerzem, zadając mu 2k10+5 obrażeń. „Aułu!” –
krzyknął przeciwnik, widno pod wpływem ciosu zachciało mu się zostać
posiadaczem ziemskim na Kaukazie. Tymczasem facet w grubych okularach i
wędkarskiej kamizelce podkradł się do Bumbesa od tyłu i rozwalił na nim
drewniane krzesło. Kocowilk padł jak długi.
- Nie! – wykrzyknął Patel na ten
widok.
Ale Bernard
szybko się pozbierał, piruetem uniknął ciosu zadanego damską torebką i tym
razem to on faceta w kamizelce uderzył krzesłem, tyle że metalowym.
Klinkitt
walczył z emerytem, który zamierzył się na niego kulą. Pianista wyrwał ją i podciął
mu nogi, potem walnął po żebrach najbliżej stojącego neosarmatę, a w końcu
cisnął kulę niczym oszczep, trafiając w brzuch demonstrantkę, która skradała
się do Edwarda, zajętego walką z zamaskowanym pseudokibicem. Ten ostatni wydawał
się zyskiwać przewagę, a Patel był już zmęczony, jednak przyszedł mu z pomocą
Mark Hades, dziarsko i mrocznie wywijając krzyżem.
Demonstranci
zorientowali się, że w bezpośrednim starciu nie wygrają. Wyrywali więc kostkę
brukową i ciskali w przeciwników. Edward zawołał „Okursunuz!” i bruk zaczął zawracać
w locie, trafiając tych, którzy go rzucali.
- Policjaaa!!! – krzyknął ktoś,
zresztą błędnie, bo od strony hotelu Amber Baltic nadchodziła straż miejska.
Napastnicy rozpierzchli się w popłochu, pozostawiając swych nieprzytomnych
towarzyszy i podarte transparenty u stóp Patela, Hadesa, Klinkitta i kocowilka.
- Rozproszmy się i my –
zaproponował ten ostatni. – Nie mam specjalnej ochoty na problemy ze służbami
porządkowymi. Przyślę wam esemesem miejsce zbiórki.
Rozeszli
się: Edward skręcił w boczną ulicę, Logan do cukierni, Mark Hades w krzaki.
Bernard Bumbes, udając, że nic takiego się nie stało, ruszył przed siebie
promenadą, patrolowi naprzeciw, i dopiero w ostatniej chwili dał nura w zejście
na plażę.
- Tu jesteś, brudasie! – rozległ
się nagle głos tuż nad jego uchem. Bernard gwałtownie przykucnął, w ostatniej
chwili unikając ciosu. Egzemplarz gazety świsnął tuż nad jego uchem. Kocowilk
zerwał się, wykonał zwód, okrążając napastnika z prawej i zanim tamten zdążył
się zorientować, zaaplikował mu blachę francuskim sposobem w czoło. Przeciwnik powoli
osunął się na ziemię, a gazeta wypadła mu z ręki i huknęła ciężko o drewniany
chodnik.
Bumbes podniósł
gazetę, w którą, jak się okazało, zawinięty był kawałek żelaznej szyny. Zorientowawszy
się, że przeciwnik został już rozbity, przeszedł kawałek plażą i wrócił na promenadę
kolejnym wyjściem.
Idąc,
przeglądał gazetę. Szczególnie zaintrygował go artykuł o najnowszych
szokujących wydarzeniach na Ziemi Lugburskiej. Wśród tamtejszych satanistów
doszło do schizmy na tle kredy do rysowania pentagramu: jedni uważali, że
powinna ona zostać poświęcona Szatanowi w skomplikowanym rytuale z użyciem krwi
dziewicy, a drudzy twierdzili, że należy stosować kredę poświęconą po
chrześcijańsku, a potem sprofanowaną. Jedni i drudzy rzucali na siebie nawzajem
anatemy i przepędzali się z Kaplicy Nieczystej Adoracji, urządzonej w nieczynnym
sklepie monopolowym w Krośnie Odrzańskim.
Na tej samej
stronie był dział kulturalny. Kocowilk skrzywił się na myśl o tym, co w tej
gazecie uchodzi za kulturę i jak mało w ogóle tego jest. I wtedy zobaczył TO.
„Syberyjska
Syrena. Od niedawna Rosja szaleje na punkcie tajemniczej śpiewaczki, która
rozpoczęła swoje tournee od Władywostoku i wędruje na zachód wzdłuż linii kolei
transsyberyjskiej. Jej menażer, Siergiej Nietopyriew, utrzymuje, że wyłoniła
się z morskiej piany Pacyfiku. Artystka nie boi się kontrowersji: wyglądem i
pseudonimem scenicznym „Natalia Paranormal” nawiązuje do poszukiwanej, także i
w Polsce, wielokrotnej morderczyni.”
Poniżej
znajdowało się zdjęcie z koncertu w jakimś klubie, a może restauracji dworcowej.
Osobą na nim przedstawioną była niewątpliwie właśnie ona, Natalie. A więc to
tak, pomyślał Bernard. Chyba jednak nie będzie trzeba jechać do Częstochowy.
Wysłał SMS do
Edwarda i pozostałych, po czym udał się w wyznaczone miejsce, podążając za
zapachem Patela, i nucił:
Czy normalna, zdrowa owca
Może zgwałcić narodowca?
Ależ owszem, czemu nie!
Jemu też należy się.
Przypomniałam sobie że zapomniałam o moim ulubieńszym opowiadaniu, iże więc wróciłam do czytania. Nie wiedziałam, że rybiki cukrowe som takie groźne i urzywajom szlaparów!
OdpowiedzUsuńIrenka