poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział XXVII, w którym starsi panowie przeżywają lekki szok


Rodney Spider, dyrektor John Maxwell Kraplak High School w mieście Horton, wysiadł ze swego datsuna na parkingu szkoły. Był piękny sierpniowy poniedziałek, a dyrektor był w ponad 70% w skowronkach. Przeszedł przez parking, odbierając ukłon od woźnego, który właśnie pędził owce na boisko futbolowe.
      Poprzedniego wieczoru popili sobie tęgo z wuefistą Knightem, historykiem Angosturą i anglistką McDermott, którzy właśnie wrócili z wakacji. Libacja miała bardzo pozytywne skutki. Nie tylko Spider nie miał po niej nawet najmniejszego kaca, ale w dodatku udało się ustalić strategię, dzięki której dyrektor skutecznie stawi opór Radzie Rodziców oraz długoterminowo uwali matematyczkę Unbekannt, od dawna usiłującą zająć jego stanowisko.
        Poza tym spłynęło na niego oświecenie w sprawie Natalie Foster. Kiedy wybuchła ta cała afera, Spider wpadł w panikę i nie wiedział, co zrobić, więc ostatecznie zawiesił ją w prawach ucznia. Do tematu ciągle jednak wracano i ludzie na okrągło wypominali dyrektorowi, że wychował w swej szkole terrorystkę. Teraz jednak był silny, zwarty i gotowy. Wiedział, co zrobi: od 1 września skreśli Natalie z listy uczniów. Mało tego. Był niemal pewien, że istnieje metoda, aby wymazać jej imię ze wszystkich szkolnych rejestrów, tak, aby cały świat zapomniał, że Natalie Foster w ogóle miała cokolwiek wspólnego z tą szkołą.
     Do pozytywów należało jeszcze to, że gruntowny remont szkolnej elewacji wreszcie dobiegł szczęśliwego końca. Przedtem albo brakowało pieniędzy, albo trudno było nagodzić ludzi do roboty, a jeden majster nawet wziął zaliczkę i się zmył. Kiedy zaś wreszcie lody ruszyły, to ani się Spider nie obejrzał, a remont już był gotowy. Tak, nowy rok nauki miał się zacząć w odnowionej szkole. Uczniowie, jak wrócą, gotowi zupełnie nie poznać tych murów… Co prawda poprzedniego dnia pastor w kościele, płomiennie krytykując tych, którzy „nie szanują dnia Bożego”, rzucał porozumiewawcze spojrzenia w stronę dyrektora, ale ekipa remontowa pracowała tylko od poniedziałku do piątku, więc Spider nie miał pojęcia, czemu wielebny akurat jego się czepia.
     Poza tym remont był wspaniałą okazją do podniesienia sobie notowań w mieście. Nawet gdyby Unbekannt wysadziła go z siodła, co wydawało się mało prawdopodobne, Rodney Spider i tak zostanie zapamiętany jako ten, który odnowił szkołę. Do tego przez następne dwa tygodnie będzie brylował w lokalnych mediach i w towarzystwie. Spojrzał na ulicę, gdzie właśnie reporter gazety „New Horton Times”, z potężnym aparatem na szyi, wysiadał z samochodu. Tuż obok zaparkował wóz transmisyjny lokalnej stacji telewizyjnej. Tak! Jeszcze pół godziny, żeby wygładzić marynarkę, poprawić czuprynę i rozczesać wąsy, wypić kawę na rozgrzewkę, a potem zacznie się konferencja dla mediów z całego hrabstwa!
         W tak dobrym nastroju dyrektor znalazł się wreszcie przy wejściu do szkoły. I zamarł.
       Tuż na lewo od drzwi wmurowana była mosiężna tablica pamiątkowa, cztery stopy na siedem. Nawet gdyby Spider nie rozpoznał rysów twarzy postaci, którą na niej wypłaskorzeźbiono, napis mówił wszystko.

Do tej szkoły chodziła
NATALIE FOSTER
znana także jako
PARANORMALNA NATALIA
i
RZEŹNICZKA Z WRZESZCZA
najwybitniejsza spośród urodzonych w Naszym Mieście.
Wdzięczni Mieszkańcy Horton

       Rodney Spider zasłabł, w głowie mu się zakręciło. Słaniając się na nogach, ostatkiem sił dopadł ściany, przytrzymał się jej i walcząc o to, aby nie osunąć się na chodnik, wygrzebał z wewnętrznej kieszeni marynarki opakowanie nitrogliceryny. Wrzuciwszy tabletkę pod język, uspokoił się trochę, spojrzał na tablicę jeszcze raz. Natalie Foster! Co za diabeł ją tu przywiał, i to jeszcze w tak mosiężnej postaci! Wyglądała jak żywa, rzeźbiarz naprawdę się postarał, chociaż wydawało się, że pewne partie jej anatomii trochę za bardzo zaakcentował… Chyba że po prostu zaokrągliła się przez wakacje.
      Trzeba to usunąć! Albo przynajmniej czymś zasłonić! Dyrektor zdołał odzyskać równowagę, ale zanim zdążył wejść do środka i poszukać jakiegoś obrusa albo nawet doniczki z odpowiednio wybujałym bluszczem, reporter z „New Horton Times” podbiegł i zaczął fotografować tablicę. Wtedy Spider zemdlał.
Po południu, kiedy dyrektor wrócił do siebie, okazało się, co miał na myśli pastor. Rzeczywiście poprzedniego dnia, w niedzielę, już od rana wokół szkoły kręcili się jacyś robotnicy. Nie sposób było przekonać się, co robią, bo zasłonili obszar robót jakąś płachtą, ale widać było, że ciężko pracują. Spider, wraz z kilkoma przedstawicielami miejskiego establishmentu, próbował zasięgnąć jezyka, ale nikt nic nie wiedział. Pozostawało tajemnicą, co za jedni ci fachowcy, skąd przyjechali, kto ich wpuścił na teren szkoły i przede wszystkim… „Kto za tym stoi? Kto im to zlecił?” – to były dwa najczęściej zadawane pytania w ciągu następnego tygodnia.
W całym Horton nie dało się znaleźć ani pół człowieka, który by wiedział coś konkretnego. Jedynie facet spod monopolowego zeznał, że to na pewno nie byli miejscowi. Najwyraźniej tajemnicza brygada przyjechała w niedzielę rano, zainstalowała tablicę (pozorując przy okazji ruch na innych odcinkach elewacji, aby odsunąć podejrzenia), po czym opuściła miasto równie szybko, jak się pojawiła… Zleceniodawcą natomiast, mimo wszystko, musiał być ktoś miejscowy, kto dobrze znał rytm życia miasteczka i jego topografię. Ktoś na tyle bezczelny, by mieć tupet wypowiadać się w imieniu całej społeczności, a do tego pewnie związany w jakiś sposób ze szkołą: robotnicy najwyraźniej dostali się do środka przez tradycyjną dziurę w ogrodzeniu, któa uczniom każdej szkoły świata służy do wymykania się na papierosa.
John Maxwell Kraplak High School pozostała więc z tablicą pamiątkową na cześć Natalie. Dyrektor Spider nie mógł nic zrobić z tym fantem: zaproszony do konsultacji majster z tej prawdziwej ekipy remontowej stwierdził, że tablica została zamontowana bardzo fachowo, głęboko zakotwiczona w murze, a jej usunięcie wymagałoby rozpirzenia dużego fragmentu izolacji cieplnej; szkoła zaś nie miała już środków w budżecie. Poza tym metaforyczne mleko nie tylko już się rozlało, ale zaczęło przeciekać do sąsiadów, gdyż we wtorek zdjęcia tablicy znalazły się we wszystkich lokalnych gazetach i w internecie. Nie, miastu Horton nie było dane zapomnieć o Natalie.

***

Czarny Hrabia podniósł słuchawkę, zakręcił korbką telefonu i zażądał połączenia z szefem parku maszynowego.
- Szykujcie balon – rozkazał. – Chcę się przelecieć.
         Wyszedł z gabinetu i udał się do łazienki, gdzie dokładnie umył ręce oraz przetarł swój ulubiony pilnik do drewna.
        Czuł pewien absmak. Co się porobiło ze sztuką fotografii w tych czasach! Dawniej, jak się miało klisze, to trzeba było z namysłem dobierać ujęcia, kombinować z ustawieniami, uważnie kadrować i w ogóle… Robiło się mało zdjęć, ale do obiegu wprowadzało tylko te naprawdę udane! A teraz, odkąd pojawiły się cyfrówki, człowiek jedzie na weekend w góry i robi pięćset zdjęć! I te wszystkie młode matki, które wrzucają kilka razy dziennie identyczne zdjęcia swojego dziecioka i same sobie lajkują!
Tfu, nawet porno nie jest już takie jak kiedyś! Zamiast oddać się komuś, kto profesjonalnie włada swoim aparatem, panny robią sobie wyuzdane fotki bez jakiegokolwiek pojęcia o świetle, ostrości, perspektywie, kadrowaniu, ba, nawet o podstawowej estetyce! I nie dość, że pręży się taka na łóżku w szpilkach, nie dość, że kołdra na tymże łóżku skotłowana, jak gdyby poprzedniego wieczoru uwaliła się w niej w stanie nietrzeźwym, to na podeszwie jednej ze szpilek doskonale widać metkę, da się nawet odczytać cenę tych butów! A inna lasia znowuż rozkracza się przed lustrem, a w tle widać tynk obłażący ze ściany, pralkę wyrzygującą wrzucone byle jak szmacie, albo zlew, w którym piętrzy się piramida brudnych naczyń! Cóż za abominacja!
       Hrabia Attila von Beesens postawił sobie za cel eliminację owego ohydztwa z  przestrzeni internetowej. Wyhaczył zatem poprzedniego dnia jedną z takich panien i podwiózł ją aż z Fryburga do swego zamku, aby ostro się z nią zabawić. Mimo wszystko z jednego mógł być zadowolony: nowa pokojówka w zamku była prawdziwą profesjonalistką i znakomicie potrafiła wyczyścić nawet największe plamy krwi tak, aby nie pozostało ni śladu. O ile pozostawały jakieś plamy, bo jeśli dziołcha nie była kompletnie naprana, co się zdarzało częściej, niż można by myśleć, to hrabia wykorzystywał okazję, aby się pożywić.
    Balon był już gotów na błoniach przed zamkiem. Czarny Hrabia wskoczył do kosza, dał znak obsługantowi na dole, żeby zwolnił cumę – i odleciał.
      Attila von Beesens był tradycjonalistą i nie uznawał balonów na gorące powietrze, przywiązany do starych, dobrych balonów na gaz. Dawno temu lubił obserwować błysk, huk i dym, jaki czyniły takie balony, gdy zostały podpalone, lecz sam nie był głupi, więc jego statek powietrzny napełniony był, zgodnie z najnowszą praktyką, niepalnym helem. Czarny Hrabia sięgnął do kieszeni surduta, namacał odtwarzacz MP3. Włożył słuchawki, wcisnął przycisk i do jego uszu zaczęły się sączyć majestatyczne dźwięki „Promenady” Modesta Musorgskiego.
Leciał ponad pogrążonym w nocy pasmem Schwarzwaldu. Lot zawsze poprawiał mu nastrój, tym razem zaś było co poprawiać. Sprawy nie wyglądały najlepiej.
Przede wszystkim – kwestia Doriana. Hrabia von Beesens nie był zadowolony ze swojego siostrzeńca. Kawaler von Lassaye-Bruchtal niby to prowadził działania przeciwko wampiroyakuzie związanej z koncernem Burakku Holding, ale hrabia monitorował Japończyków poprzez własne źródła informacji i wcale nie sprawiali wrażenia szczególnie zagrożonych. Dorian najwyraźniej tylko markował działania, aby móc prowadzić jakąś własną grę… Mnie próbujesz oszukać, chłopcze? Mnie, Czarnego Hrabiego, jednego z najpotężniejszych wampirów świata zachodniego? Oby to były tylko obawy, ale jeśli się okaże, że to rzeczywistość, to ty będziesz miał problem, nie ja…
Hrabia Attila zainstalował więc szpiega w bezpośrednim otoczeniu swego siostrzeńca. Mimo wszystko i tak niewiele wiedział, bo cały problem polegał na tym, że Dorian, ze względów bezpieczeństwa, aby zminimalizować ryzyko podsłuchu przez zbirów Shichirō Namotore, miał pod kontrolą całą łączność na owej filipińskiej wysepce, która była jego siedzibą. Wuj wychytrzył się, wysyłając szpiega biegłego w sztuce telepatii, którą Dorian nie władał. Jak na złość, okazało się, że agent Czarnego Hrabiego telepatą był jednak za słabym jak na tę odległość, zatem więc wiadomości od niego przychodziły za pośrednictwem medium spirytystycznego z Ciudad de Mexico, które za niewielką opłatą zgodziło się funkcjonować jako żywa skrzynka odbiorcza. Przychodziły jednak ze sporym opóźnieniem i często zniekształcone, hrabia klął więc w żywy kamień niedostatki komunikacyjne.
I to jeszcze nie koniec problemów. W dalszym ciągu brakowało porządnej mezzosopranistki do roli Fiammetty w operze „Sciambonurco”; czymkolwiek był zajęty Dorian, na pewno nie jej poszukiwaniem. Prócz tego Czarny Hrabia zamówił ostatnio najnowszego daleka wartowniczego, żeby podnieść poziom ochrony zamku, ale coś się w nim przepaliło i zaczął strzelać do kogo popadnie, więc trzeba go było zamknąć w piwnicy.
       W oddali tliły się już światła nocnego Fryburga, kiedy nagle rozległ się dzwonek telefonu. Wysoki i drażniący, przebił się nawet przez ścianę dźwięku orkiestry. Czarny Hrabia z irytacją wyszarpnął słuchawki z uszu, wyciągnął telefon. Zupełnie wytrącili go z nastroju. Lepiej, żeby to było coś ważnego…
- Ohayō gozaimasu – rozległ się głęboki głos w słuchawce. – Wygląda na to, że obaj zostaliśmy oszukani, Attila-san.
         Ze zdumieniem hrabia von Beesens rozpoznał w swym rozmówcy samego Shichirō Namotore.
- Oszukani? – zapytał podejrzliwie. – Czy pan, Namotore, mówi o tym, o czym ja myślę?
- Hai – odparł oyabun. – Z moich danych wynika, że pański hatamoto rozpętał konflikt między naszymi przedsiębiorstwami, zamierzając na tym ogniu upiec własne yakitori.
- Zaraz, co chciał upiec? – nie zrozumiał hrabia.
- Chodzi o pewną bishōjo – wyjaśnił prezes koncernu Burakku Holding. – Niejaką, powiem wprost, Natalie Foster, która najprawdopodobniej obecnie znajduje się w posiadaniu pana Doriana.
- Co?! Donnerwetter von verfluchte Schweinendreck am Ritterkreuz!!!
- Ma pan całkowitą rację, Attila-san. W takim razie uprzejmie proszę pana o przywołanie swojego oi do porządku. W pełni akceptuję fakt, że wojna pomiędzy naszymi zaibatsu została wywołana przez pomyłkę. To nie pana wina, Attila-san.
      Słuchając głosu oyabuna, Czarny Hrabia wpadł w nieopisaną wściekłość, wzbierającą w nim jak tsunami. Jego obawy dotyczące Doriana sprawdziły się! W dodatku chodziło o tę małą wredotę Natalie, którą powinna spotkać surowa i bolesna kara, a zamiast tego chłopak wziął ją pod opiekę bez wiedzy i zgody wuja! A najgorsze, że o intrygach własnego siostrzeńca i zastępcy Attila von Beesens dowiaduje się od szefa innej firmy! I do tego ten protekcjonalny ton: „To nie pana wina!” O, jak zaraz pieprznie w ten balon, to eksplozję będzie słychać aż w Zurychu!!!
       Z trudem jednak powstrzymał gniew. Skoro tak się sprawy miały, trzeba było coś natychmiast zrobić. W imię profesjonalizmu, chociażby.
- Gdzie ona jest? – wydyszał w słuchawkę, wciąż jeszcze widząc przed oczami krasną mgłę.
- Nie wiem na pewno, Attila-san, ale najpewniej trzyma ją we własnej siedzibie. Już podjąłem odpowiednie działania, więc proszę zachować spokój.
- Aha – odparł Czarny Hrabia zmęczonym nagle tonem. - Aligator, panie Namotore.
- Arigatō – poprawił japoński wampir i rozłączył się.
      Kiedy tylko Attila von Beesens wrócił do swego zamku, negatywna energia wciąż go rozpierała. Nieomal chodził po ścianach, ale był na tyle rozsądny, aby wiedzieć, że i taką energię da się wykorzystać. Przysiadł przy załatwianiu interesów i spędził nad nimi resztę nocy. Nad ranem wysączył na kolację trochę krwi z kierownika do spraw zarządzania jakością, który akurat przyjechał do zamku złożyć sprawozdanie w kwestii wdrażania nowego systemu.

Czarny Hrabia miał już iść na spoczynek, gdy nagle dotarł do niego spóźniony przekaz telepatyczny od „kreta” z Dorianii. Tak, wszystko się potwierdziło. Ta niegodna dziewka tam była! Od razu wysłał do swego agenta rozkaz, aby przystąpił niezwłocznie do załatwienia Natalie. Tej nocy przelało się przez niego zbyt dużo wścieku, aby mógł dać się wyprzedzić yakuzie także w tej sprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz