Rodney Spider, dyrektor John
Maxwell Kraplak High School w mieście Horton, wysiadł ze swego datsuna na
parkingu szkoły. Był piękny sierpniowy poniedziałek, a dyrektor był w ponad 70%
w skowronkach. Przeszedł przez parking, odbierając ukłon od woźnego, który
właśnie pędził owce na boisko futbolowe.
Poprzedniego
wieczoru popili sobie tęgo z wuefistą Knightem, historykiem Angosturą i
anglistką McDermott, którzy właśnie wrócili z wakacji. Libacja miała bardzo
pozytywne skutki. Nie tylko Spider nie miał po niej nawet najmniejszego kaca,
ale w dodatku udało się ustalić strategię, dzięki której dyrektor skutecznie
stawi opór Radzie Rodziców oraz długoterminowo uwali matematyczkę Unbekannt, od
dawna usiłującą zająć jego stanowisko.
Poza
tym spłynęło na niego oświecenie w sprawie Natalie Foster. Kiedy wybuchła ta
cała afera, Spider wpadł w panikę i nie wiedział, co zrobić, więc ostatecznie
zawiesił ją w prawach ucznia. Do tematu ciągle jednak wracano i ludzie na
okrągło wypominali dyrektorowi, że wychował w swej szkole terrorystkę. Teraz
jednak był silny, zwarty i gotowy. Wiedział, co zrobi: od 1 września skreśli
Natalie z listy uczniów. Mało tego. Był niemal pewien, że istnieje metoda, aby
wymazać jej imię ze wszystkich szkolnych rejestrów, tak, aby cały świat
zapomniał, że Natalie Foster w ogóle miała cokolwiek wspólnego z tą szkołą.
Do
pozytywów należało jeszcze to, że gruntowny remont szkolnej elewacji wreszcie
dobiegł szczęśliwego końca. Przedtem albo brakowało pieniędzy, albo trudno było
nagodzić ludzi do roboty, a jeden majster nawet wziął zaliczkę i się zmył. Kiedy
zaś wreszcie lody ruszyły, to ani się Spider nie obejrzał, a remont już był
gotowy. Tak, nowy rok nauki miał się zacząć w odnowionej szkole. Uczniowie, jak
wrócą, gotowi zupełnie nie poznać tych murów… Co prawda poprzedniego dnia
pastor w kościele, płomiennie krytykując tych, którzy „nie szanują dnia
Bożego”, rzucał porozumiewawcze spojrzenia w stronę dyrektora, ale ekipa
remontowa pracowała tylko od poniedziałku do piątku, więc Spider nie miał
pojęcia, czemu wielebny akurat jego się czepia.
Poza
tym remont był wspaniałą okazją do podniesienia sobie notowań w mieście. Nawet
gdyby Unbekannt wysadziła go z siodła, co wydawało się mało prawdopodobne,
Rodney Spider i tak zostanie zapamiętany jako ten, który odnowił szkołę. Do
tego przez następne dwa tygodnie będzie brylował w lokalnych mediach i w
towarzystwie. Spojrzał na ulicę, gdzie właśnie reporter gazety „New Horton
Times”, z potężnym aparatem na szyi, wysiadał z samochodu. Tuż obok zaparkował
wóz transmisyjny lokalnej stacji telewizyjnej. Tak! Jeszcze pół godziny, żeby
wygładzić marynarkę, poprawić czuprynę i rozczesać wąsy, wypić kawę na
rozgrzewkę, a potem zacznie się konferencja dla mediów z całego hrabstwa!
W
tak dobrym nastroju dyrektor znalazł się wreszcie przy wejściu do szkoły. I
zamarł.
Tuż
na lewo od drzwi wmurowana była mosiężna tablica pamiątkowa, cztery stopy na
siedem. Nawet gdyby Spider nie rozpoznał rysów twarzy postaci, którą na niej
wypłaskorzeźbiono, napis mówił wszystko.
Do tej szkoły chodziła
NATALIE FOSTER
znana także jako
PARANORMALNA NATALIA
i
RZEŹNICZKA Z WRZESZCZA
najwybitniejsza spośród urodzonych w Naszym Mieście.
Wdzięczni Mieszkańcy Horton
Rodney Spider
zasłabł, w głowie mu się zakręciło. Słaniając się na nogach, ostatkiem sił dopadł
ściany, przytrzymał się jej i walcząc o to, aby nie osunąć się na chodnik,
wygrzebał z wewnętrznej kieszeni marynarki opakowanie nitrogliceryny. Wrzuciwszy
tabletkę pod język, uspokoił się trochę, spojrzał na tablicę jeszcze raz.
Natalie Foster! Co za diabeł ją tu przywiał, i to jeszcze w tak mosiężnej
postaci! Wyglądała jak żywa, rzeźbiarz naprawdę się postarał, chociaż wydawało
się, że pewne partie jej anatomii trochę za bardzo zaakcentował… Chyba że po
prostu zaokrągliła się przez wakacje.
Trzeba
to usunąć! Albo przynajmniej czymś zasłonić! Dyrektor zdołał odzyskać
równowagę, ale zanim zdążył wejść do środka i poszukać jakiegoś obrusa albo nawet
doniczki z odpowiednio wybujałym bluszczem, reporter z „New Horton Times”
podbiegł i zaczął fotografować tablicę. Wtedy Spider zemdlał.
Po południu,
kiedy dyrektor wrócił do siebie, okazało się, co miał na myśli pastor.
Rzeczywiście poprzedniego dnia, w niedzielę, już od rana wokół szkoły kręcili
się jacyś robotnicy. Nie sposób było przekonać się, co robią, bo zasłonili
obszar robót jakąś płachtą, ale widać było, że ciężko pracują. Spider, wraz z
kilkoma przedstawicielami miejskiego establishmentu, próbował zasięgnąć jezyka,
ale nikt nic nie wiedział. Pozostawało tajemnicą, co za jedni ci fachowcy, skąd
przyjechali, kto ich wpuścił na teren szkoły i przede wszystkim… „Kto za tym
stoi? Kto im to zlecił?” – to były dwa najczęściej zadawane pytania w ciągu
następnego tygodnia.
W całym Horton
nie dało się znaleźć ani pół człowieka, który by wiedział coś konkretnego. Jedynie
facet spod monopolowego zeznał, że to na pewno nie byli miejscowi. Najwyraźniej
tajemnicza brygada przyjechała w niedzielę rano, zainstalowała tablicę
(pozorując przy okazji ruch na innych odcinkach elewacji, aby odsunąć
podejrzenia), po czym opuściła miasto równie szybko, jak się pojawiła…
Zleceniodawcą natomiast, mimo wszystko, musiał być ktoś miejscowy, kto dobrze
znał rytm życia miasteczka i jego topografię. Ktoś na tyle bezczelny, by mieć tupet
wypowiadać się w imieniu całej społeczności, a do tego pewnie związany w jakiś
sposób ze szkołą: robotnicy najwyraźniej dostali się do środka przez tradycyjną
dziurę w ogrodzeniu, któa uczniom każdej szkoły świata służy do wymykania się
na papierosa.
John Maxwell
Kraplak High School pozostała więc z tablicą pamiątkową na cześć Natalie.
Dyrektor Spider nie mógł nic zrobić z tym fantem: zaproszony do konsultacji
majster z tej prawdziwej ekipy remontowej stwierdził, że tablica została
zamontowana bardzo fachowo, głęboko zakotwiczona w murze, a jej usunięcie
wymagałoby rozpirzenia dużego fragmentu izolacji cieplnej; szkoła zaś nie miała
już środków w budżecie. Poza tym metaforyczne mleko nie tylko już się rozlało,
ale zaczęło przeciekać do sąsiadów, gdyż we wtorek zdjęcia tablicy znalazły się
we wszystkich lokalnych gazetach i w internecie. Nie, miastu Horton nie było
dane zapomnieć o Natalie.
***
Czarny Hrabia
podniósł słuchawkę, zakręcił korbką telefonu i zażądał połączenia z szefem
parku maszynowego.
- Szykujcie balon – rozkazał. –
Chcę się przelecieć.
Wyszedł
z gabinetu i udał się do łazienki, gdzie dokładnie umył ręce oraz przetarł swój
ulubiony pilnik do drewna.
Czuł pewien
absmak. Co się porobiło ze sztuką fotografii w tych czasach! Dawniej, jak się
miało klisze, to trzeba było z namysłem dobierać ujęcia, kombinować z
ustawieniami, uważnie kadrować i w ogóle… Robiło się mało zdjęć, ale do obiegu
wprowadzało tylko te naprawdę udane! A teraz, odkąd pojawiły się cyfrówki,
człowiek jedzie na weekend w góry i robi pięćset zdjęć! I te wszystkie młode matki,
które wrzucają kilka razy dziennie identyczne zdjęcia swojego dziecioka i same
sobie lajkują!
Tfu, nawet
porno nie jest już takie jak kiedyś! Zamiast oddać się komuś, kto
profesjonalnie włada swoim aparatem, panny robią sobie wyuzdane fotki bez
jakiegokolwiek pojęcia o świetle, ostrości, perspektywie, kadrowaniu, ba, nawet
o podstawowej estetyce! I nie dość, że pręży się taka na łóżku w szpilkach, nie
dość, że kołdra na tymże łóżku skotłowana, jak gdyby poprzedniego wieczoru
uwaliła się w niej w stanie nietrzeźwym, to na podeszwie jednej ze szpilek doskonale
widać metkę, da się nawet odczytać cenę tych butów! A inna lasia znowuż
rozkracza się przed lustrem, a w tle widać tynk obłażący ze ściany, pralkę wyrzygującą
wrzucone byle jak szmacie, albo zlew, w którym piętrzy się piramida brudnych
naczyń! Cóż za abominacja!
Hrabia
Attila von Beesens postawił sobie za cel eliminację owego ohydztwa z przestrzeni internetowej. Wyhaczył zatem
poprzedniego dnia jedną z takich panien i podwiózł ją aż z Fryburga do swego
zamku, aby ostro się z nią zabawić. Mimo wszystko z jednego mógł być
zadowolony: nowa pokojówka w zamku była prawdziwą profesjonalistką i znakomicie
potrafiła wyczyścić nawet największe plamy krwi tak, aby nie pozostało ni
śladu. O ile pozostawały jakieś plamy, bo jeśli dziołcha nie była kompletnie
naprana, co się zdarzało częściej, niż można by myśleć, to hrabia wykorzystywał
okazję, aby się pożywić.
Balon
był już gotów na błoniach przed zamkiem. Czarny Hrabia wskoczył do kosza, dał
znak obsługantowi na dole, żeby zwolnił cumę – i odleciał.
Attila
von Beesens był tradycjonalistą i nie uznawał balonów na gorące powietrze,
przywiązany do starych, dobrych balonów na gaz. Dawno temu lubił obserwować błysk,
huk i dym, jaki czyniły takie balony, gdy zostały podpalone, lecz sam nie był
głupi, więc jego statek powietrzny napełniony był, zgodnie z najnowszą
praktyką, niepalnym helem. Czarny Hrabia sięgnął do kieszeni surduta, namacał
odtwarzacz MP3. Włożył słuchawki, wcisnął przycisk i do jego uszu zaczęły się
sączyć majestatyczne dźwięki „Promenady” Modesta Musorgskiego.
Leciał ponad
pogrążonym w nocy pasmem Schwarzwaldu. Lot zawsze poprawiał mu nastrój, tym
razem zaś było co poprawiać. Sprawy nie wyglądały najlepiej.
Przede
wszystkim – kwestia Doriana. Hrabia von Beesens nie był zadowolony ze swojego
siostrzeńca. Kawaler von Lassaye-Bruchtal niby to prowadził działania przeciwko
wampiroyakuzie związanej z koncernem Burakku Holding, ale hrabia monitorował
Japończyków poprzez własne źródła informacji i wcale nie sprawiali wrażenia
szczególnie zagrożonych. Dorian najwyraźniej tylko markował działania, aby móc prowadzić
jakąś własną grę… Mnie próbujesz oszukać, chłopcze? Mnie, Czarnego Hrabiego,
jednego z najpotężniejszych wampirów świata zachodniego? Oby to były tylko
obawy, ale jeśli się okaże, że to rzeczywistość, to ty będziesz miał problem,
nie ja…
Hrabia Attila
zainstalował więc szpiega w bezpośrednim otoczeniu swego siostrzeńca. Mimo
wszystko i tak niewiele wiedział, bo cały problem polegał na tym, że Dorian, ze
względów bezpieczeństwa, aby zminimalizować ryzyko podsłuchu przez zbirów Shichirō
Namotore, miał pod kontrolą całą łączność na owej filipińskiej wysepce, która
była jego siedzibą. Wuj wychytrzył się, wysyłając szpiega biegłego w sztuce
telepatii, którą Dorian nie władał. Jak na złość, okazało się, że agent
Czarnego Hrabiego telepatą był jednak za słabym jak na tę odległość, zatem więc
wiadomości od niego przychodziły za pośrednictwem medium spirytystycznego z
Ciudad de Mexico, które za niewielką opłatą zgodziło się funkcjonować jako żywa
skrzynka odbiorcza. Przychodziły jednak ze sporym opóźnieniem i często
zniekształcone, hrabia klął więc w żywy kamień niedostatki komunikacyjne.
I to jeszcze
nie koniec problemów. W dalszym ciągu brakowało porządnej mezzosopranistki do
roli Fiammetty w operze „Sciambonurco”; czymkolwiek był zajęty Dorian, na pewno
nie jej poszukiwaniem. Prócz tego Czarny Hrabia zamówił ostatnio najnowszego
daleka wartowniczego, żeby podnieść poziom ochrony zamku, ale coś się w nim
przepaliło i zaczął strzelać do kogo popadnie, więc trzeba go było zamknąć w
piwnicy.
W
oddali tliły się już światła nocnego Fryburga, kiedy nagle rozległ się dzwonek
telefonu. Wysoki i drażniący, przebił się nawet przez ścianę dźwięku orkiestry.
Czarny Hrabia z irytacją wyszarpnął słuchawki z uszu, wyciągnął telefon.
Zupełnie wytrącili go z nastroju. Lepiej, żeby to było coś ważnego…
- Ohayō gozaimasu – rozległ się głęboki głos w słuchawce. – Wygląda
na to, że obaj zostaliśmy oszukani, Attila-san.
Ze
zdumieniem hrabia von Beesens rozpoznał w swym rozmówcy samego Shichirō Namotore.
- Oszukani? – zapytał
podejrzliwie. – Czy pan, Namotore, mówi o tym, o czym ja myślę?
- Hai – odparł oyabun. – Z moich danych wynika, że pański hatamoto rozpętał konflikt między
naszymi przedsiębiorstwami, zamierzając na tym ogniu upiec własne yakitori.
- Zaraz, co chciał upiec? – nie
zrozumiał hrabia.
- Chodzi o pewną bishōjo
– wyjaśnił prezes koncernu Burakku Holding. – Niejaką, powiem wprost, Natalie
Foster, która najprawdopodobniej obecnie znajduje się w posiadaniu pana Doriana.
- Co?! Donnerwetter
von verfluchte Schweinendreck am Ritterkreuz!!!
- Ma pan całkowitą rację, Attila-san. W takim razie
uprzejmie proszę pana o przywołanie swojego oi do porządku. W pełni
akceptuję fakt, że wojna pomiędzy naszymi zaibatsu została wywołana
przez pomyłkę. To nie pana wina, Attila-san.
Słuchając
głosu oyabuna, Czarny Hrabia wpadł w nieopisaną wściekłość, wzbierającą w nim
jak tsunami. Jego obawy dotyczące Doriana sprawdziły się! W dodatku chodziło o
tę małą wredotę Natalie, którą powinna spotkać surowa i bolesna kara, a zamiast
tego chłopak wziął ją pod opiekę bez wiedzy i zgody wuja! A najgorsze, że o
intrygach własnego siostrzeńca i zastępcy Attila von Beesens dowiaduje się od
szefa innej firmy! I do tego ten protekcjonalny ton: „To nie pana wina!” O, jak
zaraz pieprznie w ten balon, to eksplozję będzie słychać aż w Zurychu!!!
Z
trudem jednak powstrzymał gniew. Skoro tak się sprawy miały, trzeba było coś
natychmiast zrobić. W imię profesjonalizmu, chociażby.
- Gdzie ona jest? – wydyszał w
słuchawkę, wciąż jeszcze widząc przed oczami krasną mgłę.
- Nie wiem na pewno, Attila-san,
ale najpewniej trzyma ją we własnej siedzibie. Już podjąłem odpowiednie działania,
więc proszę zachować spokój.
- Aha – odparł Czarny Hrabia
zmęczonym nagle tonem. - Aligator, panie Namotore.
- Arigatō – poprawił japoński wampir i rozłączył się.
Kiedy
tylko Attila von Beesens wrócił do swego zamku, negatywna energia wciąż go rozpierała.
Nieomal chodził po ścianach, ale był na tyle rozsądny, aby wiedzieć, że i taką
energię da się wykorzystać. Przysiadł przy załatwianiu interesów i spędził nad
nimi resztę nocy. Nad ranem wysączył na kolację trochę krwi z kierownika do
spraw zarządzania jakością, który akurat przyjechał do zamku złożyć
sprawozdanie w kwestii wdrażania nowego systemu.
Czarny Hrabia miał
już iść na spoczynek, gdy nagle dotarł do niego spóźniony przekaz telepatyczny
od „kreta” z Dorianii. Tak, wszystko się potwierdziło. Ta niegodna dziewka tam była! Od razu wysłał do swego agenta rozkaz, aby przystąpił niezwłocznie do
załatwienia Natalie. Tej nocy przelało się przez niego zbyt dużo wścieku, aby
mógł dać się wyprzedzić yakuzie także w tej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz