wtorek, 28 maja 2013

Rozdział XVI, w którym Dorian bierze się do roboty


     We foyer opery w Karlsruhe było gwarno. Spektakl „Sciambonurco” przyciągnął dużą liczbę wyrobionych muzycznie widzów, którzy po jego zakończeniu szeroko komentowali to, co zobaczyli i usłyszeli. Jedni szli na drinka, inni do palarni. Hrabia Attila von Beesens był wśród tych drugich.
Czuł zadowolenie. Mógł się wszakże uważać niemal za współtwórcę opery „Sciambonurco”. Nie tylko sprawował mecenat nad kompozytorem i librecistą, ale w dodatku sypnął groszem na inscenizację w Karlsruhe po tym, jak opera odniosła sukces w jego lokalnej filharmonii.
          Do Czarnego Hrabiego podszedł znany w okolicy krytyk muzyczny Rudolf Kralitschek.
- Przedstawienie jest niebotycznie fenomenalne, panie hrabio! – rozpłynął się w zachwytach. – Niejeden spektakl miałem okazję w życiu obserwować, ale to reprezentuje sobą zupełnie nową jakość na scenie operowej. Pozwoli pan papierosa?
Attila von Beesens podał mu srebrną papierośnicę z monogramem, którą dostał kiedyś w prezencie od arcyksięcia Rudolfa. Kiedy krytyk się poczęstował, biorąc od razu dwa papierosy (jednego, na zapas, schował za uchem), hrabia jednak schował papierośnicę w zanadrze. Doszedł ostatnio do wniosku, że pali za dużo papierosów i byłaby najwyższa pora, aby je rzucić. Zamiast tego z drugiej kieszeni swego czarnego surduta wyjął wrzoścową fajkę i zaczął ją nabijać oryginalnym tureckim tytoniem o wiśniowym aromacie.
- Tak jak już wspominałem, opera autorstwa pańskiego protegowanego cechuje się dużą śmiałością w przełamywaniu schematów – zauważył Kralitschek. – Mam tylko jedną esencjonalną wątpliwość. Chodzi mi o arię Topnaarsa, wie pan, ten fragment: „Teutońskim najeźdźcom nie damy się zgnębić, staniemy piersią na drodze podboja. W naszych dłoniach assagaje zemsty, w naszych żyłach płynie krew Witbooia” – te wersy – pod względem opracowania muzycznego, abstrahując od samego tekstu – jak również ich interpretacja sprawiają na mnie wrażenie w jakiś niedookreślony sposób pospolitych. Byłbym skłonny zaryzykować twierdzenie, że lokują się one na pograniczu, za przeproszeniem, muzyki popularnej…
- To był zamierzony efekt – uśmiechnął się Czarny Hrabia. – Taki kontrast stylistyczny miał za zadanie podkreślić różnice kulturowe.
        Chociaż mógłby zasponsorować każdego krytyka i recenzenta, lubił słuchać słów uznania od ludzi, którzy nie byli od niego zależni finansowo.
- No i jeszcze w kwestii Fiammetty moje przekonanie nie sięga zenitu – kontynuował krytyk. – Fabularnie postać jest interesująco poprowadzona, aczkolwiek nie mogę oprzeć się wrażeniu, że odgrywająca Fiammettę Hannelore Rülf, skądinąd słusznie ceniona w środowisku śpiewaczym, stanowi słabsze ogniwo tego spektaklu…
       Przerwał na chwilę swoje wywody, gdyż z głębi foyera zbliżył się Dorian Lassaye-Bruchtal. On także miał swój udział w sukcesie przedstawienia, ponieważ do niego należał dobór obsady.
Dorian zawsze był wyjątkowo przystojny, niczym wyjęty prosto z anielskiego churału. Jednak teraz, gdy miał na sobie trzyczęściowy garnitur i dwuczęściowe spodnie z oryginalnego irlandzkiego tweedu oraz jedwabny srebrnoszary krawat z ornamentem liści winogron, jego uroda była wielokrotnie spotęgowana. Kiedy w tym stroju spacerował po Dublinie, jego trasę znaczył łomot wydawany przez mdlejące z wrażenia Irlandki w zetknięciu z chodnikiem.
- Och, Dorianie – uśmiechnął się hrabia von Beesens – pan Kralitschek jest pełen uznania dla obsady, którą skompletowałeś. Jedynie co do panny Rülf ma pewne obiekcje…
- Obiekcje? – Dorian spojrzał na krytyka spod oka. – Żadna z mezzosopranistek, które brałem pod uwagę, nie zaśpiewałaby tego lepiej.
- Ależ w żadnym wypadku nie suponuję, że Hannelore Rülf jest słabą śpiewaczką – usprawiedliwiał się krytyk. – Sprawa cała rozbija się o to, że partie Fiammetty są diabelnie skomplikowane pod względem technicznym, i to aż do tego stopnia, że nawet dla niej stanowią wyzwanie, któremu nie zawsze potrafi sprostać.
- Dał mi pan do myślenia, panie Kralitschek – rzekł Attila von Beesens. – Dorianie, w wolnej chwili rozejrzyj się za lepszym mezzosopranem.

       Gdy wyszli z opery, na szczęście było już całkiem ciemno i Czarny Hrabia nie musiał zakładać swego czarnego płaszcza z kapturem, który nie dopuszczał światła słonecznego do kontaktu ze skórą. Podjechali wintaziową czarną wołgą aż do Fryburga, a stamtąd na zamek wrócili balonem.
      Noc się dopiero zaczęła, więc Attila von Beesens po udanym spektaklu także rozpoczynał swoje urzędowanie w przedsiębiorstwie. Dorian, jako młodszy wampir, jeszcze całkowicie odporny na słońce, był na nogach od dwudziestu czterech godzin i bez większego zmęczenia dałby radę pracować jeszcze do południa. W ostatnim czasie miał dużo pracy.
       Po przybyciu z opery wykonał obchód posiadłości, potem wykonał czynności wieczorne i zasiadł do komputera. Zanim jednak zabrał się do roboty, poświęcił tęskne spojrzenie portretowi czarnowłosej dziewczyny, ukrytemu na dnie szuflady. Gdzie jesteś, Natalie? Jakie posępne wiatry zaniosły cię tak daleko ode mnie? Ile jeszcze czasu minie, kiedy nasze spojrzenia skrzyżują się ponownie i roztopimy się w czarnym ogniu namiętności?
     Sprawdził maile, wykonał kilka wydruków, a następnie poszedł do wuja. Nie miał mu do przekazania dobrych wiadomości.
     Czarny Hrabia siedział w zielonym pokoju (zwanym także „komnatą monarchów”), wypełnionym meblami w stylu Ludwika XIV, wykonanymi na specjalne zamówienie z drzewa wenge w Gwinei Równikowej. Przy kominku stała zbroja turniejowa z czasów Maksymiliana I, a na suficie widniał fresk przedstawiający Włada Palownika jedzącego śniadanie w trakcie zbiorowej egzekucji. Wuj Attila przeglądał najnowszy numer „Die Alte Freie Vampyrenzeitung”. Gdy spojrzał na Doriana, domyślił się, że coś jest nie w porządku.
- Coś jest nie w porządku? – upewnił się.
- Obawiam się, wujaszku, że nasi przyjaciele z Burakku Holding są wobec nas nielojalni – oświadczył kawaler von Lassaye-Bruchtal.
- Coś takiego – Czarny Hrabia zmarszczył brwi. – A co konkretnie się stało? Czyżby jakiś problem z najnowszym kontraktem?
- Tak właśnie – powiedział Dorian, kładąc na stole teczkę z dokumentami. – Wszystko wskazuje na tak zwaną przewalankę.
- Streść mi, proszę – hrabia von Beesens skinął cybuchem fajki w stronę teczki. – Nie mam jakoś w tej chwili nastroju na przedzieranie się przez papiery.
- Półkontenerowiec „Orochi Maru”, transportujący, zgodnie z kontraktem, półprzewodniki i używane samochody, wyszedł z Jokohamy i przez Kanał Panamski dotarł do Bremerhaven – stwierdził Dorian, przeglądając dokumentację. – Kiedy towar dojechał pociągiem do Fryburga, okazało się, że dwa kontenery, zamiast półprzewodników, zawiera dachówki, natomiast wszystkie samochody okazały się powypadkowe. Oczywiście list przewozowy podaje, jakoby wszystko było w porządku.
- Powypadkowe? – zdziwił się Czarny Hrabia. – A może po prostu zapomnieli je przymocować? Wszystko jedno, to i tak skandal. Wysłałeś monit?
- Wysłałem, i to niejeden – przyznał Dorian. – Idą w zaparte, że na pewno samochody były w dobrym stanie, a w papierach też mają to, co mają.
- Kto w naszym biznesie wierzy papierom? – wuj Attila wzruszył ramionami. – Mieli przysłać to, co było umówione.
- Nie wytłumaczymy im, wujaszku – Dorian rozłożył ręce. – Po moim ostatnim ponagleniu odpisali, żebyśmy dali im spokój ze swoimi absurdalnymi roszczeniami, bo inaczej pożałujemy.
         Przez oczy Czarnego Hrabiego przebiegły czerwone płatki.
 - Widzisz ich, spryciarzy! – warknął. – Będą mi jeszcze grozić! Mnie, Czarnemu Hrabiemu! Napisz im, że żądamy odszkodowania z odsetkami za każdy dzień zwłoki. W takiej sytuacji powinniśmy oczekiwać co najmniej przeprosin. A ja się nie ograniczę do przeprosin, bo tu chodzi o mój honor.

Parę dni później Dorian, mając akurat przerwę w obowiązkach związanych z firmą, czytał „Krzewy ciernistych ptaków”. Nagle przypomniał sobie, że prosił go wuj, aby spróbował znaleźć dobrą mezzosopranistkę odpowiednią do roli Fiammetty w operze „Sciambonurco”. Zasiadł zatem Dorian do kompa swego i zabrał się za poszukiwania.
Sprawdzał strony indywidualnych śpiewaczek, zespołów operowych i różnych innych instytucji, w których spodziewał się kogoś znaleźć. Sprawdzał także rozmaite wyszukiwarki, ale dalej nie widział nikogo, z kogo byłaby dobra Fiammetta. W dzisiejszych czasach ciężko o porządny mezzosopran, rzekł niedawno wuj Attila, i teraz Dorian był gotów przyznać mu rację. Śpiewaczki, na które natrafiał, były z reguły znacznie poniżej możliwości predysponujących je do wykonania partii Fiammetty, a jeśli nawet któraś się nadawała, to z kolei jej wygląd nie pasował do postaci, albo też miała wszystkie terminy zajęte. W pewnej chwili Dorian już myślał, że jego poszukiwania dobiegły końca, gdy wyczaił czarnowłosą mezzosopranistkę o dość wybujałym i ekstrawaganckim imażu w meksykańskim Ciudad Constitución, ale przesłuchał jej próbne nagranie i aż się wzdrygnął na myśl, jak zabrzmiałaby w „Sciambonurco”.
Brak efektów researchu napełnił jego serce i umysł zniechęceniem. Dorian niemalże czuł, jak rozpościerają się nad nim smętne skrzydła przeznaczenia. Był już tak znudzony, a zarazem przekonany o bezsensowności tego, co robi, że wpisał w guglach: „jakiś zajebisty mezzosopran”. Kiedy zobaczył pierwszy wynik, oczy niemal wyszły mu na wierzch.
       Tytuł filmiku brzmiał: „Natalia Paranormal – Aria Rodzyny”. Wiedziony uczuciem, którego konstytuantą były motyle w żołądku i ołów w kolanach, Dorian włączył nagranie.
        To była ona! Jego Natalie, która powinna być jego! I jakże wspaniale śpiewała! Nie znał jej dotąd od tej strony. Był w szoku i zaniemówił, kryształowa łza spłynęła po jego policzku. Wyglądało na to, że Natalie uniknęła niebezpieczeństwa i dobrze sobie radziła, ale dlaczego nie wróciła do niego? Trzeba coś zrobić! Natychmiast!
Krew w nim zawrzała do tego stopnia, że musiał natychmiast iść pod prysznic. Ściany w łazience wyłożone były oryginalnymi portugalskimi płytkami azulejos. Czarny Hrabia je wiele lat temu od Antonio Salazara w podziękowaniu za pomoc. Hrabia akurat miał problem finansowy, a Salazar – problem z opozycją, więc pomogli sobie nawzajem, a płytki były jako bonus. Dorian stał więc pod prysznicem, wpatrując się w azulejos i próbując oderwać myśli od tej, którą przed chwilą zobaczył i usłyszał. Jego ablucje trwały dobrą godzinę, lecz mimo wszystko nie ugasiły całkowicie płonącego w nim ognia i jego radość z widoku Natalie i dźwięku jej głosu cały czas pozostawała dobrze widoczna.
Trochę się przecież uspokoił. Zrobił mały research i dowiedział się, że Natalie jeszcze raz wystąpi w Częstochowie. W tym momencie jego zniknięcie mogłoby zaalarmować wuja, nie mógł działać osobiście, ale działanie było konieczne. Na szczęście od jakiegoś czasu Dorian organizował sobie w ramach wujowskiego przedsiębiorstwa niezależną strukturę wampirów lojalnych przede wszystkim wobec niego. Byli to tak zwani Trabanci Doriana. Od razu nakazał niektórym z nich, aby stawili się o pierwszej w południe w Komnacie Walenia, gdzie miał im wydać instrukcje…
Ach, nie mógł wytrzymać tego napięcia. Smak ust Natalie czuł już prawie na własnych wargach.

       Któregoś wieczoru Dorian znów siedział na swoim stanowisku pracy. Trzeci koncert Natalie, na który posłał swoich Trabantów, miał właśnie dobiec końca, więc kawaler von Lassaye-Bruchtal czekał cierpliwie na efekty. Kto by pomyślał, że w Natalie drzemie aż tak potężna wokalna siła… Jednak ona jest tylko dla niego. Wuj Attila będzie musiał się zadowolić słabszym mezzosopranem. Może jednak skontaktować się z tą Meksykanką?…
      Nagle zadzwonił telefon. To Czarny Hrabia wzywał go do gabinetu. Dorian wybiegł szybko. Spodziewał się, że nie zastanie wuja w dobrym nastroju, i miał rację. Hrabia von Beesens wpadł w taką wściekłość, że poprzewracał w pomieszczeniu wszelkie wazony. Teraz, w rozpiętym surducie, zataczał się po gabinecie.
- Co się stało, wujaszku? – zapytał Dorian, mimo wszystko cokolwiek zaskoczony.
      Attila von Beesens miał karmazynowo podbiegnięte oczy, piana leciała mu z pyska.
- Słyszałeś, co zrobiły te podlece z Burakku Holding? – warknął.
- Odmówili zapłaty odszkodowania?
- Odszkodowania… Chłopcze, oni zabili mojego przedstawiciela handlowego!
- Zabili? – powtórzył Dorian.
- Jeden z naszych został znaleziony w zaułku w Tokio, z kołkiem w sercu. Na czole miał wycięty ich emblemat.
- A może to prowokacja? Ktoś inny chce, abyśmy myśleli…
- Nie, Dorianie – Czarny Hrabia zapiął surdut. – Najpierw ta sprawa z oszukanym transportem, a teraz zabijają moich ludzi… Te żółtki chcą być sprytne, ale im nie za bardzo wychodzi.
- No więc co zrobimy? – zapytał Dorian.
- Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś bezczelnie podkopywał mój interes – powiedział wuj Attila. – Jeżeli Shichirō Namotore chce wojny, będzie ją miał. I to ty, Dorianie, staniesz się jej narzędziem.
- Ja? – w głosie Doriana było słychać zaskoczenie.
- Jesteś młody, energiczny i agresywny. Ja muszę mieć na oku interesy, ale ty możesz się zająć eliminacją tych fałszywców.
       Dorian przestąpił z nogi na nogę.
- Wydaje mi się, że byłbym w stanie lepiej koordynować działania, gdybym znajdował się trochę bliżej Japonii – przyznał. – Ale co w takim razie z moją pracą dla przedsiębiorstwa…
       Hrabia von Beesens nabił faję, uśmiechnął się.
- Od kiedy mamy internety, praca zdalna to nic trudnego – powiedział. – Przecież i tak już wysyłasz całą robotę mailem. A chyba rzeczywiście lepiej by było, gdybyś działaniami przeciw Burakku Holding dowodził z mniejszej odległości. Oczywiście, możesz ustanowić swoje centrum dowodzenia tam, gdzie uznasz za stosowne. Liczy się efekt. Pokaż im, co znaczy wkurzyć Czarnego Hrabiego!
       Dorian wyszedł z gabinetu wuja w bojowym nastroju. Aby trochę ochłonąć, udał się na przechadzkę po parku. Przy okazji odebrał telefon od szefa grupy Trabantów wysłanej do Częstochowy. Okazało się, że nie mogli sprowadzić Natalie od razu po koncercie, bo tłum rozwydrzonych słuchaczy operowych uniemożliwiał dyskretne załatwienie sprawy, ale to już tylko kwestia czasu…
       Kawaler von Lassaye-Bruchtal był w dobrym nastroju. W oddali ujrzał pasącego się czarnego konia, na którym Natalie jesienią przyjechała do zamku. Wuj nie chciał na niego patrzeć, bo od razu wpadał we wściekłość, więc ogier pasł się na uboczu. Dorian miał go sprzedać, ale jakoś to nie wyszło.
- Czyli wojna z Burakku Holding, paniczu? – rozległ się nagle głos przy jego uchu. Był to István Zbocsóny, szef ochrony i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Czarnego Hrabiego.
- Ano wojna – potwierdził Dorian. – Widzisz tego konia? Chciałbym, aby ich szef Namotore otrzymał wiadomość, która da mu do myślenia.
- Czy dobrze rozumiem? – zapytał Zbocsóny. – Mam mu podrzucić do łóżka końską głowę?
- Lepiej – wyjaśnił Dorian. – Podrzuć mu, do jego sypialni na trzydziestym piętrze Hakono Plaza w Tokio, żywego konia. Niech widzi, że jesteśmy zdolni do wszystkiego.
       Po rozmowie ze Zbocsónym młody wampir zawrócił do swoich komnat. Cudowna Natalie o oczach koloru wschodzącej pszenicy była już tak blisko niego… Żeby tylko Trabanci nie nawalili z zadaniem jej przechwycenia. Chociaż ta druga grupa, którą wysłał do Tokio, spisała się na medal.
Dorian już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że powinien zyskać większy stopień niezależności od wuja i przy okazji odwrócić jego uwagę na tyle, żeby Czarny Hrabia się nie zorientował, że ktoś w firmie działa nie całkiem zgodnie z jego wolą. Cóż się do tego lepiej nadawało niż wywołanie małej wojny z innym klanem wampirów?

3 komentarze:

  1. Witaj!
    Z przykrością informuję, że Asetej odeszła z Opieprzu. W związku z tym, że jesteś w jej kolejce, proszę o Twoją decyzję odnośnie oceny. Musisz wybrać nowego oceniającego lub możesz zrezygnować. Pamiętaj, że na Opieprzu działa system numerkowy, więc nie wylądujesz na samym końcu kolejki, tylko w miejscu zgodnym ze swoim numerkiem, nadanym w dniu zgłoszenia się. Prosimy pisać na maila opieprzowy@gmail.com
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. słusznie ceniona w środowisku śpiewaczym
    chyba w jakiejź ksionźce, kturą czytała ostatnio było coś podobnego...

    fresk przedstawiający Włada Palownika jedzącego śniadanie w trakcie zbiorowej egzekucji.
    fu, co za hory zbok 0o0

    A te krzewy czegośtam muszegdzieś dorwać, skoro muwisz rze dobre.

    I gdzie Edward> ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń